"As a blonde, will I get whatever I want? Yeah, when I'm gone,
I'm gonna come back as a blonde."
Cassie P.O.V
Pot kapał z moich ubrań i czoła. Było to męczące, ale
przydatne i wartościowe. Byłam na siłowni, w skrzydle, gdzie odbywają się
walki. Byłam sama. Zostawili mnie tutaj dopóki nie rozwiążą "sprawy",
co znaczy, że jeszcze nie zostałam włączona do roboty.
Na siłownię mieli przyjść później. Cieszyłam się, że
mogę być sama, mogłam ćwiczyć, nie wysłuchując żartów na temat moich
umiejętności lub ich braku.
Ćwiczyłam uderzenia i kopnięcia, mając założone
rękawice.
Tak, byłam wolna… Sama.
Więcej nie zamykali moich drzwi na klucz, więc również
nie byłam więźniem.
Powiedzieli, że miałam okazję, by uciec, ale tego nie
zrobiłam. I najwyraźniej to wystarczyło,
aby przejść do nowego etapu. Testu lojalności.
Trzy
tygodnie po wyzdrowieniu Justina postanowili wyjść w nocy, kiedy spałam. Nie
wiedziałam, czy to był test.
W
kuchni usłyszałam szum; zeszłam na dół, nie wiedząc co we mnie wstąpiło, bo
zawsze zamykałam się w swoim pokoju, czekając aż ktoś przyjdzie. Ale z tymi
wszystkimi zajęciami z walk i strzelania czułam się odważniejsza.
Zanim
weszłam do kuchni, zgarnęłam broń wiszącą na ścianie.
Oczywiście,
jak tam weszłam, nikogo nie było, w końcu tylko rozbite szkło, które spadło na
podłogę. Nie zamierzałam tego posprzątać. Jednak coś przykuło mój wzrok. Drzwi.
Były otwarte. Na stole postawiłam broń i podeszłam do nich, prowadziły
do ogrodu. Lekko je pchnęłam, otwierając je na oścież.
W
domu byłam sama, drzwi były otwarte, więc mogłam pójść, gdzie chciałam. Ale z
jakiegoś powodu nie zrobiłam tego. Bałam się, co mogłoby się wydarzyć, gdybym
pojawiła się w domu. Policjanci zaangażowali by się, i szczerze mówiąc, nie
chciałabym dać uciec chłopakom. Byli dla mnie mili (cóż, nie wtedy, gdy mnie
porwali, ale… Nie zrozumielibyście tego). Poza tym, bałam się, że mogliby
przyjść po mnie.
Zamknęłam
więc drzwi na klucz, a następnie wróciłam do swojego pokoju. Myślę, że odnieśli
złe wrażenie, dlatego teraz jestem wolna, mimo że Justin tego nie popierał.
Pozostawał najtrudniejszą ze wszystkich członków osobą, której można było dogodzić.
Myślałam,
że po tym, jak otaczałam go opieką (karmiłam go), będzie odrobinę milszy dla
mnie. Hey… było to ostatnie, co by zrobił. Ale NIEEEEE! Zamknął się w sobie
jeszcze bardziej. Na jego zajęciach już nie rozmawialiśmy. Ale mnie irytował. I
to bardzo. W zamian wkurzałam go Barney’em. Nienawidził tego.
Jednak
prawdę mówiąc, nie byłam pewna czy powiedzieli, że jestem wolna, aby wrócić do
domu. Naprawdę chciałam odejść. Moje wcześniejsze życie było odrobinę nudne.
Nic dziwnego, że cały czas spędzałam na imprezach. Tutaj jest przynajmniej
dosyć interesująco. Czy to sprawia, że jestem złą osobą? Mam nadzieję, że nie.
A
co z moim i Justina zakładem? Nie mam zielonego pojęcia, jak to dalej pójdzie.
Justin nic nie próbuje, ja tak samo. Ale wiecie co jest w tym dziwnego? Może
trochę nim "gardzę", ale w tym samym czasie, chciałabym by mnie
lubił… Wydaje mi się, że jest osobą, którą ludzie chcą, by ich lubił.
W
każdym razie. Justin przyjedzie po mnie, więc mogę trochę "popracować nad swoim wyglądem".
Boksowałam,
gdy ktoś się pojawił. Facet, był ładny, ale nie mogłam sobie wyobrazić, jak się
z nim całuję.
—
Oh, sorry — przeprosił; spojrzał na mój nagi brzuch. Miałam na sobie sportowy
stanik i krótkie spodenki… Hey, spodziewałam się, że będę sama. — Nie
wiedziałem, że ktoś tu jest.
—
W porządku. — Posłałam mu przyjazny uśmiech. Złe posunięcie. Sprawiłam, że nie
odszedł, a chciałam by to zrobił.
—
Kim jesteś? Nigdy wcześniej nie widziałem tutaj dziewczyny. — To prawda. Nie
było tutaj żadnej dziewczyny prócz mnie. Dlatego wszyscy znają mnie tutaj jako
"dziewczyna
Justina", więc nikt nie mógł się do mnie dostać.
Justina", więc nikt nie mógł się do mnie dostać.
—
Jestem Mel. Przezwisko od Melaine. — Więc chodzi o to: po moim
"uwolnieniu" zawarliśmy układ. Dosłownie, nawet podpisałam go na
papierze. Układ mówił o tym, że nie mogę chodzić tam, gdzie chcę, gdzie ludzie
mogą mnie rozpoznać.
Zasadniczo
dla reszty świata oznacza, że jestem nieżywa. Wysadzili mój samochód,
znajdujący się na szkolnym parkingu. Poważnie, serio spalili mój samochód.
"Raul" jego ciało znajdowało się w aucie, które eksplodowało w
momencie, w którym nie mogło go tam być. Ciało było moje i jestem martwa…
Justin powiedział, że dzisiaj przejdę metamorfozę. Zabierze mnie po siłowni.
—
Ooh! Jesteś dziewczyna Justina, tak? — spytał, puszczając oczko. Nie wiedziałam,
co mnie bardziej wkurzyło. Fakt, że puścił mi oczko lub nazwanie mnie
"dziewczyną Justina" było tak seksowne. Nawet gdybym była z Justinem,
nie chciałabym być "jego". Gdzie moja prawa, eh?
—
Tak. — Odwróciłam się, przenosząc uwagę na worek treningowy. Przypatrywałam się
każdemu szczegółowi, bo mogłoby mi to pomóc.
—
Więc… Gdzie jest Justin? — Walczyłam z ochotą wywrócenia oczu. Dlaczego nie
może zostawić mnie samej. Boże.
—
Pracuje, ale za niedługo przyjdzie. — Dałam nacisk na "niedługo
przyjdzie" jeśli coś by próbował.
—
Dlaczego sama tutaj trenujesz?
—
Nie wydaje mi się, by była to twoja sprawa. — To to, co chciałabym powiedzieć,
ale nie mogłam. Justin powiedział, że nieważne co, mam być przyjazna.
—
Muszę ćwiczyć, wiesz, móc walczyć z wielkimi gośćmi. — Zaśmiałam się lekko. Chłopak
zbliżył się i wtedy poczuła, jak się napinam. Kątem oka obserwowałam jego
ruchy.
—
Jeśli chcesz mogę pomóc. Jestem w tym naprawdę dobry. — Jego głos był miękki,
ale dokuczliwy.
—
Dzięki, ale wolę sama ćwiczyć — rzuciłam przyjaznym tonem.
—
Wiesz, Justina tutaj nie ma. — Oh, naprawdę oczywisty kapitanie.
—
Tak?
—
Więc możemy się trochę zabawić, kiedy wyjdziemy. — Uśmiechnął się; odrobinę
cofnęłam się.
—
Ponownie… dziękuję, ale pasuję.
—
Oh, no weź. Nie bądź taka. — Wciąż się uśmiechał.
—
Jaka? — Splunęłam, trochę zbyt niegrzecznie niż powinnam.
—
Ciągle zaprzeczać. — Zrobił krok do przodu.
—
Nie zaprzeczam. Nie pamiętasz? Jestem dziewczyną Justina. — Sztucznie się
uśmiechnęłam na te określenie.
—
Tak, ale… on jest niczym w porównaniu ze mną, zaufaj mi. Poza tym jego tutaj
nie ma. — Zbliżył się jeszcze bardziej; złapał mnie za podbródek. Ściągnęłam
jego dłoń z mojej twarzy.
—
Zapamiętam to, ale… naprawdę lubię Justina i nie jestem tego typu dziewczyną. —
Wpatrywał się w moje oczy; napięłam się bardziej, gdy podszedł bliżej.
—
Kochanie, wybieraj: albo łatwy sposób, albo ciężki. — Moja krew zamarzła, serce
szybciej biło. Wpakowałam się w kłopoty. Znowu… Co za radość. Powinnam
wiedzieć, że przyjście samej na siłownię pełną kolesi i ŻADNYCH dziewczyn nie
jest dobrym pomysłem. Złapał mnie za nadgarstki.
—
Nie dotykaj mnie! — krzyknęłam, odtrącając go.
—
Uuh! Zadziorna, huh?! Lubię takie. — Po tym brutalnie popchnął mnie na ścianę.
Cholera, będę posiniaczona. Jego lewa ręka spoczywała na moim pasie, prawie
dotykając mojego tyłka. Moje dłonie powędrowały na jego klatkę piersiową,
próbując go odtrącić.
—
Odwal się o… — Jego usta zaatakowały moje, więc nie mogłam skończyć. Czułam się
chora faktem, że jego ciepły język najechał na moje usta bez pozwolenia.
Obróciłam głowę w bok, oddzielając nasze usta, a ten dupek zaczął całować moją
szyję. Jaki jest jego problem? — Odwal się ode mnie, ty chory zboczeńcu.
Po
tym uderzył mnie w twarz. Piekło, ale będę szczera, już się przyzwyczaiłam do
bólu, nie przeszkadza mi to. Jedyne co teraz czułam to wściekłość.
—
Puść mnie! — Złapałam za jego ręce, próbując się uwolnić. Jednak na próżno.
—
Zobaczmy, jak potrafisz ssać. — Nie musiałam się na niego patrzeć, by wiedzieć,
że się uśmiecha. Jego ręce powędrowały na jego sportowe spodenki, które
ściągnął. Zaczął ściągać bokserki i zanim mogłam zobaczyć jego… coś, został
odepchnięty i byłam wolna.
Wstałam,
moje serce biło bardzo szybko i czułam, jakbym miała zwymiotować.
Rozejrzałam
się, by zobaczyć co się dzieje, a wtedy otworzyłam usta w szoku. Justin
siedział na pieprzonym kolesiu, okładając jego twarz póki nie stała się
czerwona z krwi. Bieber miał opuszczone spodnie, czarny podkoszulek i kurtkę,
jego twarz wyrażała wściekłość, a ja próbowałam ignorować fakt, że wygląda
cholernie seksownie.
Powiedzieć,
że czułam litość byłoby kłamstwem. Wiedziałam, że coś powinnam zrobić, ale
zanim coś zrobiłam, Justin chwycił kolesia za kołnierz i popchnął go.
—
Nigdy więcej nie waż się dotknąć mojej dziewczyny, słyszysz mnie? — Skarciłam
się za lekki rumieniec i pozwoliłam delikatnemu uśmiechowi wkraść się na usta
po słowach Justina. Nie miał tego na myśli, nie jestem jego dziewczyną. — A
teraz chcę, byś zabrał stąd swój tyłek. Jeśli zobaczę cie w jej pobliżu, mogę
się założyć, że twój szef będzie bardzo szczęśliwy, że zadarłeś ze mną.
Twarz
gościa (którego imię powinnam znać, ale nie dbałam o to) skamieniała po słowach
Justina. Justin podniósł się, koleś stał i, nie żartuję, uciekł. Bał się.
Czułam wstręt do siebie, pozwalając gościowi być silniejszym ode mnie.
Justin
obrócił twarz w moją stronę.
—
Wszystko w porządku? — spytał, sprawdzając czy jestem zraniona. Dzięki Bogu,
nie było nic oprócz policzka, który musiał być czerwony.
—
Tak, w porządku. — Skrzyżowałam ramiona; mój głos lekko drżał. Justin uniósł
brew, oczywiście nie wierząc. — Jestem!
—
Ok, ok! — W obronie podniósł ręce do góry.
—
Tak przy okazji to dziękuję — powiedziałam, lekko się uśmiechając; skinął
głową. Jęknęłam.
—
Co? — spytał, marszcząc brwi w zdezorientowaniu.
—
Myślałam, że jestem coraz lepsza w walkach, ale pozwoliłam sobie przegrać z tym
kutasem. — Justinowi wymsknął się śmiech.
—
Mówiłem ci, że musisz więcej ćwiczyć, ale wątpiłaś. Teraz spójrz na swoją
sytuację. Gdyby mnie nie było, byłabyś rżnięta. — Posłałam mu wrogie
spojrzenie.
—
Dzięki za przypomnienie. Ale mogę się założyć, że skopię twój tyłek. —
Patrzyłam na niego w wyzwaniu. Uniósł kpiąco brwi.
—
Chcę to zobaczyć. — Wskazał na mnie palcem. Odetchnęłam głęboko, starając się
pozwolić wyjść mojej walczącej osobie.
Posunęłam
się, a następnie wzięłam go techniką, którą poznałam na judo. Spadłam na
podłogę, a Justin na mnie. Cholera, jest dobry. Naprawdę muszę wziąć na
poważnie, jeśli chcę kogoś powalić na ziemię.
—
Więc co mówiłaś? — Kpiąco się uśmiechnął, jego twarz była bardzo blisko.
Posłałam mu fałszywy uśmiech.
—
Szczęście początkującego. — Zaśmiał się.
—
Jesteś zbyt zarozumiała. — Zszedł ze mnie i pomógł mi wstać. — Pomyśl zanim
zaatakujesz. Znasz techniki, masz mięśnie, ale nie możesz pozwolić sobie dać
się wypuścić.
—
Jak mam "dać się wypuścić"? — Zrobiłam cudzysłów.
—
Pierwszy krok. Nie wyśmiewaj osoby, która cie uczy. Masz poważne problemy z postawą. — Stuknęłam go w ramię.
— Po prostu mi pomóż. Jesteś najlepszy z
grupy. — Justin dramatycznie pogłaskał się w miejscu, w które go uderzyłam. —
POMÓŻ MI!
— Okay, wyluzuj. Nie denerwuj się. —
Podeszłam do niego, a on trochę się oddalił. — Okay, okay! Chodź tu.
Zbliżyłam się, po czym Justin chwycił moje
nadgarstki. Przez cały czas wpatrywałam się w złote oczy.
— Pierwsza rzecz to nie myśl. W czasie
walki, wszystkiego czego się nauczyłaś, nadejdzie poprzez twoje pięści. To
instynkt. Kiedy będziesz musiała kogoś powalić na ziemię, wszystkie techniki
ujawnią się automatycznie. — Gdy mówił, jego oddech muskał moją twarz, ale
trzymałam na nim uwagę.
— Okay — mruknęłam.
— Kolejne. Nie bój się skoczyć na kogoś. —
Skinęłam głową. — I musisz nauczyć się,
jak się uwolnić.
Po tym objął swoimi nogami moje kolana i
popchał je. Po raz kolejny upadłam, a on wylądował na mnie.
— Uczyłaś się, jak uciec, więc to zrób. —
Naprawdę się tego uczyłam. Ale z nim będącym na mnie, to była bardzo trudna
rzecz do zrobienia. Poza tym było mi trochę zimno, a ciało Justina rozgrzewało
mnie… Okay, gówno prawda. Po prostu lubiłam, gdy był na mnie.
— Argh!!! — jęknęłam, próbując wydostać się
spod Justina. — Może gdybyś się mniej naprężał.
— Haha, niezła próba. Ale gwałciciel nie
będzie tego robić dla ciebie, kotku. — Puścił oczko, a ja jeszcze raz
spróbowałam się uwolnić. Na próżno. — Okay, spróbujmy inaczej. Spróbuj mnie
zrzucić z siebie.
Wydaje się, że przeznaczeniem dla Justina
jest skończeniem bycia na mnie, bo za każdym razem staram się go zaatakować, on
unika i zadaje cios, przez co lądują na ziemi. Nie wiem już, który to raz.
Na końcu byłam cała spocona, a moje mięśnie
były twarde. Byłam trochę lepsza, bo uniknęłam kilku ciosów Justina, coś, czego
na początku nie potrafiłam.
Teraz oboje leżeliśmy na podłodze, patrząc
w sufit i ciężko oddychając.
— Zróbmy to. Pozwól mi siebie trenować —
powiedział ochrypłym tonem.
— Hmm. Tak, oczywiście. Nie będę lepsza
sama trenując.
— Mogę to powiedzieć — mruknął. Wrogo
spojrzałam na niego, a on się zaśmiał.
Podniósł się i podał mi dłoń. Chwyciłam ją
i byłam na nogach.
— Za pół godziny mamy spotkanie w innej
części miasta. Lepiej byśmy się pospieszyli.
Kiedy powiedział, że jest w innej części
miasta, nie żartował. Jechaliśmy w ciszy przez trzydzieści minut. W końcu nie
mogłam tego wytrzymać, więc postanowiłam włączyć radio, ignorując wrogie
spojrzenie Justina. Kiedy muzyka zaczęła grać, atmosfera stała się lżejsza.
— Tak, oczywiście, Cassie. Możesz włączyć
radio, dzięki, że pytasz. — Kpił.
— Nie ma sprawy. Jak bym się niegrzecznie
zachowała, włączając radio bez czyjejś zgody, prawda? — Spojrzałam na niego,
śmiejąc się.
— Możesz być zaskoczona ilością osób, które
to robią. — Wpatrywał się w ulicę.
— Naprawdę? Dzieci tych czasów. —
Pokręciłam głową w rozczarowaniu.
— To tylko pokazuje, jak mentalnie są
głupi, nie? — Uśmiechał się.
— Hey! Zniszczyłeś zabawę — poskarżyłam
się.
— Myślisz, że to jest śmieszne? Wow, pewnie
masz niesamowite życie.
— Prawda., ponieważ mogę mieć tak wiele
zabawy, tkwiąc w pokoju jako więzień. — Justin wywrócił oczami. — Założę się,
że nie dasz rady być dla mnie miłym przez tydzień.
— Zaczynamy kolejny zakład, Cassie? —
zapytał.
— Nie. Tylko mówię. Nie musisz być podłym
cały czas — wyjaśniłam.
— Jestem podły dla tych, którzy są podli
dla mnie. Proste. — Wzruszył ramionami.
— Więc to zróbmy. Bądźmy mili dla siebie. —
Uśmiechnęłam się, kiedy dziwnie na mnie spojrzał. — Co jest? Z Ryanem jesteśmy
coraz lepsi.
— Ty i ja… Mamy być przyjaciółmi? To będzie
interesujące. — Pochylił się, szukając znaku na ulicy.
— Cóż… Jeśli mam dołączyć do gangu to jest
najlepszy sposób, by zacząć.
— Zobaczymy — skomentował. — Jesteśmy na
miejscu.
— Kiedy miałeś na myśli zmianę… — zaczęłam.
— Zrobimy co w naszej mocy, byś była nie do
poznania — dokończył.
— Nie mogę się doczekać. — Wywróciłam
oczami.
Miejscem okazał się salon kosmetyczny.
Justin również wyglądał na zdezorientowanego. Wychodzi na to, że przysłał nas
Chaz. Matka jego dziewczyny tutaj pracuje. A w tej części miasta nikt mnie nie
zna.
Nienawidzę salonów piękności. Kobiety
przychodzą tutaj tylko po to, by poplotkować. I nienawidzę tych dwulicowych
suk. Kiedy weszliśmy do środka śliczna dziewczyna, dzisiaj dziewczyna Chaza,
poprosiła bym usidła na krześle przed lustrem. Wtedy pojawił się pedał.
— Przepraszam… Co będziesz ze mną robić? —
spytałam, lekko przestraszona.
— Oh, wyluzuj. Twój przyjaciel powiedział,
że mamy wszystko zmienić. Pokochasz to. — Miałam wielką chęć wywrócenia oczami.
— Zamierzasz zafarbować mi włosy? —
Ponownie zapytałam. Uwielbiałam swój kolor, taki miodowy, prawie rudy.
— Niestety tak. Masz niesamowity kolor
włosów. Ale będziesz mieć niesamowicie blond. — Moje oczy się rozszerzyły i
podskoczyłam na krześle.
— Blond??? — krzyknęłam, sprawiając, że
wszyscy spojrzeli na mnie. Gejowski fryzjer cofnął się przez moje nastawienie.
— NIE CHCĘ BYĆ BLONDYNKĄ.
— Melaine. — Głos Justina ostrzegał mnie;
to była przestroga, bym się zamknęła.
— Dobrze — mruknęłam gniewnie. — Zaczynaj.
Przez cały czas miałam zamknięte oczy.
Czułam ból, gdy regulowali mi brwi. Czułam okropny zapach farby i zimno na
głowie. Kiedy nikt już mnie nie dotykał, zgadywałam, że skończyli.
— Wohoo! — wykrzyknął Justin, zaskoczony. —
Rzeczywiście wyglądasz seksownie.
Otworzyłam oczy, po czym spojrzałam na
niego wrogo. Następnie przygotowałam się do spojrzenia w lustro. Moje oczy
rozszerzyły się w szoku. Moje krótkie miodowe włosy były teraz długie – dobra
robota – i delikatnie blond. Wyglądało to dobrze, nie będę kłamać. Moje brwi
miały inny kształt. Szczerze, zmieniło to cały wygląd mojej twarzy. Nie była to
"taka" duża zmiana, ale z pewnością zmieniło to radykalnie mój
wygląd.
— Odwaliłeś dobrą robotę, człowieku. —
Justin skinął fryzjerowi. Następnie podszedł do kobiety i dał jej kasę. —
Idziemy Ca… Mel.
Mruknęłam zirytowana, że nie będę już
wyglądać jak dawniej.
Kiedy doszliśmy do samochodu, byłam już
lekko wkurzona, więc nie mówiłam za dużo.
— Naprawdę mi się podoba. Nie powinnaś być
smutna — zapewnił mnie. Posłałam mu dziwny uśmiech, ale nie mogłam zignorować
faktu, że starał się mnie pocieszyć.
— Dzięki, Justin.
— Proszę bardzo. — Jego spojrzenie
powróciło na drogę. Nie wiem dlaczego, ale czułam się bujnie. Wyjrzałam przez
szybę, zasłaniając policzek nowymi włosami. Może to będzie pomocne, kto wie?
W końcu przyjechaliśmy do domu. Prosto
udałam się do swojego pokoju, a następnie łóżka. Słyszałam chłopaków, jak
mówili "woho, wyglądasz seksownie". A ja po prostu zamknęłam oczy i
poczułam się śpiąca.
Niedługo potem ktoś mnie obudził. To był
Justin.
— Chłopcy zamówili pizzę, ale ty spałaś, ja
w sumie też. Dołączysz do mnie? — Uśmiechnął się. Zaskoczyło mnie to. Justin
właśnie spytał, czy chcę z nim zjeść. To było coś nowego. Biorąc pod uwagę, że
zgodziliśmy się być przyjaciółmi… było ok.
— Tak… Jasne… — powiedziałam, idąc do
kuchni. Napiłam się po zjedzeniu pizzy, nie zdawałam sobie sprawy, że byłam tak
głodna. — Jestem w szoku, że jecie pizzę.
— Mamy przerwę.
Jedliśmy w ciszy, z wyjątkiem, gdy Justin
upuścił sodę na moje kolano. Uderzyłam do w ramię. Byłam naprawdę zmęczona,
więc powiedziałam mu, że pójdę do swojego pokoju; zgodził się.
Szedł za mną, nasze pokoje znajdowały się
blisko siebie. Jakimś cudem drzazga ze schodów dostała się do jednego z moich
palców. Skrzywiłam się z bólu, wykrzykując. Zauważyłam krew.
— Co? — spytał Justin.
— Mam drzazgę w palcu.
— Czasami zachowujesz się jak blondynka. —
Zachichotał.
— Ha ha! Bardzo śmieszne — rzuciłam
sarkastycznie.
— Chodź tutaj i mi pokaż. — Chwycił moją
dłoń, ale odeszłam od niego.
— Nie mam mowy. Boli, ale poczekam, aż sama
się usunie — stwierdziłam, wchodząc do pokoju.
— Przestań zachowywać się jak dziecko. —
Uśmiechnął się. — Usiądź na łóżku.
Zrobiłam, co powiedział. Zniknął w
łazience, a po chwili wrócił z pęsetą.
— Justin, powiedziałam ci, że poczekam, aż
sama zniknie. — Prychnął.
— Dorośnij. — Odrobinę zaśmiałam się. —
Okay, gdy to wyciągnę, opowiem ci historię.
— To jak "To w tobie lubię". Tak
to nie działa — wyjaśniłam.
— Shhiiu! Po prostu daj mi opowiedzieć
historię. — Zaśmiałam się.
—
Okay, dobrze. Opowiedz mi. — Skinęłam głową, by zaczął.
—
Więc opowiem ci prawdziwą historię o Królewnie Śnieżce.
—
Że co? — Otworzyłam usta w szoku. Czy on był poważny?
—
Uznam to za zgodę. Dawno, dawno temu w odległym królestwie nazwanym San
Francisco, niezdarna dziewczyna o imieniu… Chaza… — Przerwałam mu, śmiejąc się
głośno.
—
Ta "dziewczyna" to przypuszczalnie Chaz? — spytałam, śmiejąc się do
rozpuku.
— Nie przerywaj, młoda damo, kiedy
opowiadam bajkę — wyjaśnił, chichocząc.
— Przepraszam. To się więcej nie powtórzy.
— Lepiej nie. Więc jej skóra była bardzo
biała, ale tak biała, że siniaki pojawiały się z każdym jej upadkiem. Nazywała
się Chaza. Śnieżka Chaza mieszkała w zamku kontrolowana przez złą królową.
Królową Raully. — Musiałam opanować kolejny wybuch śmiechu. — Królowa
kontrolowała wszystko i każdego, więc kiedy jej magiczne lustro ujawniło, że
Śnieżka Chaza jest najpiękniejszą dziewczyną w królestwie, wpadła w furię i
zawołała majstra, pana Optmuna, by sprawił, żeby biedna księżniczka znikła.
— Tą biedną księżniczką jest Chaz, tak? —
spytałam.
— Chcesz opowiadać? — Szybko przeprosiłam,
kiwając głową. — W każdym razie, majster poszedł do Śnieżki Chazy i powiedział:
"Hey, w Mercedesie mam słodycze, chodźmy".
— Mógłbyś przestać tak gadać? — zapytałam.
— Muszę wczuć się w rolę, przepraszam? —
odpowiedział. — Więc Śnieżka Chaza, naiwna, podążyła za majstrem w las. Zanim
doszli do samochodu…
— Ujrzeli wilka? — spytałam, podniecona.
— Cassie, biedactwo, w tej bajce nie ma wilków.
— Zmarszczyłam brwi.
— Co z Trzema Małymi Świnkami albo
Czerwonym Kapturkiem? — Posłał mi wrogie spojrzenie.
— DAJ MI OPOWIEDZIEĆ HISTORIĘ — krzyknął.
— Okay, okay! Sorry, nie chciałam. —
Uniosłam tylko jedną dłoń, bo drugą trzymał Justin.
— W każdym bądź razie… Kiedy dotarli do
lasu, Śnieżka Chaza oczywiście wiele razy upadła. Majster, świadomy, że Śnieżka
Chaza sama może umrzeć w każdej chwili, oszczędził się i postanowił odejść,
zostawiając ją w lesie.
— To podłe. — Moje oczy rozszerzyły się w szoku.
— Zamknij się. Chaza chwilę wędrowała i
pomyślała, że to dziwnie, że na drodze nie spotkała żadnego dzikiego zwierza.
Później ujrzała wielki biały dom. Zadzwoniła dzwonkiem, ale nikt nie
odpowiedział. Drzwi otworzyły się i ciekawska Chaza postanowiła wejść. Dom
wydawał się pusty. Tak myślała. Nagle pojawiło się siedem postaci i zapytało:
"Kim jesteś?". Najstarszy nazywał się Ryan i był liderem grupy.
Nieśmiała i delikatna nazywała się Selena, a najbardziej dokuczliwa Cassie…
— HEY! — wykrzyknęłam.
— Po prostu daj mi skończyć.
Najszczęśliwszy nazywał się Paul, śpioch i bezwartościowy, który nie robił nic
prócz spania nazywał się Raul. Inny, martwy, to Bob, ale wciąż go liczyli. Nie
mam pojęcia dlaczego. I ostatni, najsilniejszy i najprzystojniejszy to Justin.
Zaśmiałam się.
— Dlaczego się śmiejesz? — spytał poważnie.
— Bez powodu… — Zamknęłam buzię.
— Śnieżna Chaza była zachwycona pięknem
Justina, zwłaszcza jego siłą. Cassie zapytała: "Nie bądź chytrą
dziewczyną, reaguj natychmiast, co powiedział Ryan. Kim ty jesteś?" Bo
wiesz… była strasznie irytująca. — Prychnęłam. — "Jestem Śnieżną Chaza.
Błąkałam się po lesie, zanim tu trafiłam". Selena, najmniejsza, błagała
Ryana, by Śnieżna Chaza z nimi została. Zgodził się, chociaż Cassie i Raul byli
temu przeciwni. Faktycznie życie z nią nie stało się prostsze, ale z pewnością
zabawniejsze. Głównie dla Justina, który śmiał się za każdym razem, gdy Śnieżna
Chaza potykała się o własne nogi.
— Nie widzę w tym nic śmiesznego —
powiedziałam mu.
— To dlatego, że nie widziałaś Chaza
potykające się w szkole. To jest śmieszne. Raz posmarowałem woskiem szkolne
korytarze.
— Jaki był tego cel? — Spojrzałam na niego.
— Oczywiście wspominać to — powiedział. —
Więc… Królowa Raully dowiedziała się, że Chaza wciąż żyje.
— Jak? — spytałam.
— Miała na Twitterze fałszywe konto i
zobaczyła tweeta Justina "Śnieżna Chaza wciąż tu jest. Myślę, że Cassie
powinna zafarbować włosy na taki sam kolor jak ma Chaza. Wyglądałaby
lepiej". Następnie Justin, ten przystojny, usłyszał w lesie, że Królowa
przyjdzie po Chazę. Zdecydowali, że odejdą zanim pojawi się czarownica.
— I co zrobili?
— Weszli do Szafy, oczywiście.
— Szafy? — Zmarszczyłam brwi.
— Tak… I dotarli do Narni — powiedział
szczęśliwie.
— Gdzie to było? — spytałam. Nie obawiajcie
się, oglądałam film i w ogóle, ale chciałam, by to wytłumaczył.
— Nie mam zielonego pojęcia — odparł. — Nie
zdajesz sobie sprawy, jak frustrujące jest to, że podchodząc do szafki, może
przejść do Narni. Zawsze chciałem przyjaciela takiego jak Tumnus… — Myślał o
czymś, ale przypomniał sobie, że opowiadał historię. — W każdym bądź razie…
Wiem tylko tyle, że gdzieś się dostali. Później znaleźli wielkiego białego
królika. Selena goniła go, a za nią wszyscy (Śnieżna Chaza troszkę za nimi,
potykając się). Królik wszedł do jaskini i cała grupa zaczęła spadać… spadać…
spadać… spadać… spadać… spadać… — Pół godziny później. — … spadać…
— Zamiarem było bym poczuła się śpiąca?
Jeśli tak, udało ci się.
— W ten sposób chciałem zwrócić uwagę na
wielkość jaskini — powiedział.
— Tak, ale powiedzenie "spadali przez
półgodziny" byłoby wystarczające — mruknęłam.
— Hum… Zapamiętam na przyszły raz. W końcu
osiągnęli dno jaskini. "Jak się stąd wydostaniemy", spytała Cassie.
"Nie martw się, pani, znam drogę", odpowiedział królik.
— Królik potrafił mówić? — spytałam, marszcząc
brwi.
— PO PROSTU daj mi opowiedzieć. Więc
Selena, cała szczęśliwa, powiedziała "Dobrze, królik nam pomoże i…" BUUUUURP!
Podskoczyłam przez nagły dźwięk.
— Co to było? — Serce biło mi trochę za
szybko.
— Projekcja dźwięku. — Spojrzał na mnie,
jakbym była głupia, wcześniej nie uświadamiając sobie tego.
— Zabrzmiało to, jak czknięcie.
— Ale to było beknięcie.
— Więc kto beknął? — spytałam.
— Raul. — Wzruszył ramionami.
— Zjadł królika, prawda? — spytałam, wpatrując
się w jego oczy.
Spojrzał w bok, nic nie mówiąc.
— Zrobił to! Ale broniąc go, powiem, że
królik był bardzo pulchny i smaczny, a Raul był głodny. "Oh, nie. I co
teraz zrobimy?", spytała Śnieżna Chaza, podczas gdy reszta trzymała
wściekłą na "biednego" Raula Cassie, która próbowała go uderzyć. W
tym czasie pojawił się uśmiechnięty kot i powiedział, zna drogę powrotną do
jego domu. "Trzymajcie Raula z dala od kota!", krzyknął Justin.
"Musicie podążać szlakiem róż do pałacu królowej", powiedział kot,
znikając w powietrzu. "Jak on to zrobił?", zapytał Justin.
"Zamknij się, Justin. Idziemy!". Cassie, zła, jak zawsze, ruszyła do
przodu. Kiedy zbliżali się do celu, ujrzeli wielką plantację róż obok pałacu.
Ale coś się stało. Cassie przeżywała kryzys.
— Dlaczego? — zapytałam.
— Głos dobywający się z kwiatów oznajmił,
że "brunetki są lepsze od blondynek". Z ust Cassie zaczęła toczyć się
piana. "ZABIJĘ WSZYSTKICH!" i zaczęła po kolei wyrywać, niszczyć,
deptać, masakrować i mleć kwiaty.
— To nie mogło się dobrze skończyć. —
Posłałam mu wrogie spojrzenie.
— Nie skończyło. Królowa miała fioła na
punkcie swoich kwiatów. Kiedy ujrzała, co Cassie robi, krzyknęła "ODCIĄĆ
GŁOWY". "Obetnę twoją głowę, ty małoistotna suko", krzyknęła
Cassie, zamierzając zaatakować królową. Wtedy królowa ujrzała wściekłą twarz
dziewczyny, przeraziła się i schowała się za jednym ochroniarzem, po czym
powiedziała "Oh… Cóż, to tylko kilka małych kwiatków, prawda? Nie musimy
się chwalić… Ale dzisiaj jest dzień ‘ścinania głów’… i głowa musi być ścięta!".
Cassie pomyślała i nagle wyparowała "Dla mnie możesz wziąć tę białą
dziewczynę". Śnieżna Chaza, roztargniona, wpatrywała się w piękność
Justina, nie zdając sobie sprawy, że jej życie wisi na włosku. Jeden ze
strażników pociągnął ją z dala od ukochanego i wtedy uświadomiła sobie, że coś
się dzieje. "Ahn, co, oni zabierają mnie od Justina? Nie, Justiiiiiiin, Justin!". Oczywiście
Justin był otoczony gorącymi laskami, które próbowały zwrócić na siebie jego
uwagę. Szczęśliwie pojawił się Ryan, by ją uratować. "Nie bój się, Śnieżna
Chazo, słońce mojej egzystencji, świetle mego życia, gwiazdo galaktyki, wodo
mej sadzawki, jeżyno mega drzewa… Ocalę cię… Oops, fortepian! Ale wcześniej
skomponuję symfonię na twą cześć". Śnieżna Chaza zatrzymała się, patrzyła
z niedowierzaniem na blondyna, siedzącego przy białym fortepianie i grającego
melodię. "Co? JUSTIIIIN". Potem obudziła się, odkrywając, że był to
tylko koszmar, że była w domu bandytów i że faktycznie była facetem… Koniec. —
Justin uśmiechnął się do mnie, dumny ze swojej historyjki. Mrugnęłam, po czym
spojrzałam na niego, niedowierzając.
— To była najgorsza historia — powiedziałam
mu; uśmiechnął się głupkowato.
— Oh, tak? Ale spójrz. Niczego nie czułaś.
— Podwójnie uniósł brwi, pokazując mi drzazgę, która wcześniej była w moim
palcu. Odetchnęłam cicho, zaskoczona. Z powrotem spojrzałam na Justina.
Wpatrywałam się w jego nieskazitelną twarz.
W jego lekki uśmiech, jego pulchne różowe usta w kształcie serca i w jego
policzka z lekkim rumieńcem. Nie lubię go, nie lubię go, nie lubię go. Ale
byłam zbyt zajęta wpatrywaniem się w jego złote oczy, by zaprzeczyć.
__________
Czyżby Cassie zakochała się w Justinie? Biedna,
bo będzie wiele znosiła. I spokojnie, Justin ma daaaaaaaaaaaaaleko do polubienia
Cassie, także jeszcze nie będzie "Jassie moments".
W ogóle ta bajka jakaś do kitu xD No ale
nie narzekajmy, też bym chciała coś takiego.
nowy = 10 komentarzy
fdusfgfy czekam na NN
OdpowiedzUsuńdodaj proszę jak najszybciej nn <3
OdpowiedzUsuńproszę nie szantarzuj nas że 10 i bd nowy :)
dodawaj <3 bo są tu tacy którzy są wierni i czekają
~ ryzykujac-zycie.blog.pl
dodawaj nowy rozdział szybko ! :) czekam!! b. fajne ;*
OdpowiedzUsuńBoze swietny rozdzial ... juz nie moge sie doczekac nastepnego ..;p
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać następnego, :D
OdpowiedzUsuńjak dodam jeszcze 4 komentarze to będzie się liczyło?
OdpowiedzUsuńhaha D:
rgtjrgjhj czekam na nowy rozdział!!
OdpowiedzUsuńAwwwww... kgsahfdkcddjjdjjfdggjsjl. swietny rozdzial juz czekam na nastepny...
OdpowiedzUsuńNie podobała mi się ta bajka :c i biedna Cassie :c + naprawdę Cię podziwiam dziewczyno ! <3 świetnie tłumaczysz i ciężko się dopatrzeć jakichkolwiek błędów :3 oby tak dalej :3
OdpowiedzUsuńKocham to tak bardzo,!!
OdpowiedzUsuńSwietny rozdział. czekam w koncu na Jassie moment .... hyhyhy ... świetnie ci idzie tlumaczenie . tylko tak dalej Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńHahahhah fajna bajka az mi sie spac zachcialo. ;p
OdpowiedzUsuńbajka Justina była dziwna :d Chciałabym już jakiś Jassie moment !! :)
OdpowiedzUsuńTa historyjka to Cudo !!! Nobla powinno się za nią dostać !!!
OdpowiedzUsuńnie mogłam ze śmiechu! Uwielbiam te tłumaczenie!
OdpowiedzUsuńJustin nie ma talentu do opowiadania bajek :)
OdpowiedzUsuń