13 maja 2013

10. Bad Dream and Cool Race.




"I've been spending all my time, Just thinking about you.
I don't know what to do, I think I'm fallin' for you"

 

 

Cassie P.O.V

Justin zbliżył się i złapał mnie za nadgarstek. Poczułam, że się rumienię, więc spuściłam głowę.
— Nie ukrywaj twarzy — powiedział ochrypłym głosem. Delikatnie złapał mnie za podbródek i lekko go uniósł. — Jesteś cudowna.
Zarumieniłam się jeszcze bardziej. Boże, nie jestem osobom, która może sobie pozwolić zakochać się w kimś. Jednak coś miałam do Justina. Może dlatego, że był takim dupkiem. Większość dziewczyn nienawidzi facetów, którzy mądrzej odpowiadają i traktują cie, jakbyś nie była kimś wielkim. Byłam z facetami, którzy mnie nie pieprzyli, jedynie próbowali dostać się do moich majtek, by móc powiedzieć innym, że bzykali takie cudo jak ja. Ale Justin był inny od tych gości.
Lubię jak nie mówi gówien z podtekstem, jak inni myślą lub jak niczego się nie boi (dobrze… oprócz Barneya, ale to jest całkiem inna historia).
Chodzi o to, podobały mi się nasze głupie i dziecinne argumenty. Zawsze zakładamy się ze sobą, Justin zawsze jest bardzo pomocny na naszych zajęciach i bardzo cierpliwy, gdy uczy mnie walczyć oraz opowiada wyrywkowo historyjki, gdy jestem smutna. Każda dziewczyna zakochałaby się w tym. Nawet jeśli tą dziewczyną miałam być ja.
— Powinieneś przestać sprawiać, że się rumienię. — Zachichotałam; w końcu mój policzek zrobił się czerwieńszy niż kiedykolwiek. Nigdy nie chichotałam. NIGDY.
— Jesteś taka słodka. — Zachichotał; posłałam mu uśmiech. Jego ramiona zacisnęły się wokół mnie jeszcze bardziej. Byliśmy bardzo blisko siebie, czułam na twarzy jego oddech. Położyłam głowę na jego piersi. Byłam zaskoczona niesamowicie mocnym biciem jego serca; zdawało się, że dyktuje takie samo tempo bicia jak moje. To tak, jakby nasze serca pulsowały w doskonałej synchronizacji.
Chciałam odejść, ale moje nogi nie chciały współpracować, całe moje ciało podporządkowane było człowiekowi naprzeciw mnie. Film romantyczny? Prawdopodobnie, ale bardzo realny.
— Cassie — wyszeptał; spojrzałam na niego. — Muszę ci coś powiedzieć.
— Tak? — spytałam, dając mu do zrozumienia, by mówił dalej.
— Cassie, jesteś piękna. A twoje piękno wykracza poza anielskie granice. — Ponownie się zarumieniłam. — Zakochałem się… w tym, kiedy się uśmiechasz, kiedy udajesz, że nie dbasz o innych, w twoim humorze, kiedy skaczesz wokół, gdy jesteś szczęśliwa.
— Naprawdę? — spytałam; mój głos łamał się.
Justin przerwał.
— Cassie, nie ma dla mnie znaczenia, nie ma znaczenia co wcześniej było pomiędzy tobą a inną osobą. Jedyne czego pragnę, to dostać szansę, by wyrazić swoje uczucia. Proszę, daj mi ją…
Nie mogłam odpowiedzieć, bo natarł swoimi wargami na moją linię szczęki. Następnie jego pulchne, miękkie usta poruszały się po szyi. Chciałam go pocałować, posmakować jego niesamowitych ust. Założę się, że to będzie jak całowanie miodu. Nie żartuję. Był tak słodki, jego usta z mojej szyi powędrowały do ucha, sprawiając, że po moim ciele rozeszły się ciarki.
— Obudź się — wymamrotał ochrypłym głosem. Zmarszczyłam brwi, zdezorientowana.
— Co? — spytałam.
— Obudź się — powtórzył.
— Co masz na myśli? — spytałam, jeszcze bardziej zdezorientowana.
— Cassie, wstań. Obudź się. — Jego głos stał się głośniejszy i BAM!
— OOUCH! — krzyknęłam, dotykając pleców, które bolały mnie od upadku. Rozejrzałam się dookoła i spostrzegłam, że jestem w salonie, na podłodze, oparta plecami o sofę… Ooh, racja. Zgadza się. Leżałam na kanapie i przysnęłam.
— Wydawałaś bardzo dziwne dźwięki, kiedy spałaś. Twoje usta poruszały się… tak jak całują się ludzie? Wow, to trochę żałosne. Kogo całowałaś we śnie? — Spojrzałam na Ryana zdezorientowanym wzrokiem.  
— O mój Boże! — Zakrywałam usta dłonią po tym, jak uświadomiłam sobie, że to był tylko sen. — O MÓJ BOŻE! — wykrzyknęłam jeszcze głośniej, zdając sobie sprawę z tego, JAKI miałam sen. O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże. Zawsze miałam ogromny problem, że sny mogą zmienić mój punkt widzenia. Lubiłam wiele rzeczy, ale sny miały prawo mnie zmienić. Wiem, że nie jestem jedyna, więc mnie nie oceniajcie… Ale… ten sen? Co się ze mną dzieje?
— Więc… o czym był? — Ryan uśmiechał się do mnie.
— O niczym, był o niczym — rzuciłam, wstając. To nic, ok, Cassie? Nic do Justina nie czujesz. On po prostu stał się dla ciebie miły. Tylko tyle. Tylko…
— Sie macie ludzie! — Justin skinął na nas, kiedy wchodził po schodach ubrany jedynie w bokserki.
— Kocham cie. — Automatycznie cicho mruknęłam, gdy go ujrzałam. Uderzyłam się w twarz, kiedy uświadomiłam sobie, co właśnie powiedziałam. Ryan spojrzał na mnie, jakbym była szalona… Co znaczy, że zaczynam myśleć, że JESTEM! Powoli odszedł ode mnie. O MÓJ BOŻE! Co to było? Zabijcie mnie.
— Więc… — rzuciłam, podążając za Ryanem do kuchni, by odciągnął moje myśli od Justina. — Jakie macie na dzisiaj plany. Jest piątek.
— Nie jestem pewien. Wczoraj wyszedłem i jestem zmęczony. Zostaję tutaj, ale reszta prawdopodobnie idzie do klubu czy gdzieś tam.
— Racja… — Skinęłam głową. Zobaczyłam złote pudełko. — Twixy?
— Tak. Ulubione Justina. — Jego usta były pełne płatków.
— I moje — powiedziałam, szczęśliwa, zgarniając trzy batoniki. Właśnie jednego zjadłam. Boże, to smakuje jak niebo. Głośno jęknęłam z satysfakcji. — Nie pamiętam, kiedy ostatnio to jadłam.
Ryan zaśmiał się.
— Justin cie zabije, kiedy spostrzeże, że jesz jego dzieciątka — rzucił, śmiejąc się.
— Pieprzyć Justina! — powiedziałam, jedząc kolejnego batonika. Zaśmiałam się z czegoś, co powiedział Ryan, a następnie usłyszałam szybkie kroki zmierzające ku nam.
— RYAN!! — krzyknął Justin, przybiegając. Na nieszczęście był teraz ubrany w biały t-shirt i szlafrok zakrywający jego bokserki. Wolałabym go bez ubrań i… CO? Mentalnie się uderzyłam. — Idź się przebrać… Dzwonił Martin.
Po słowach Justina Ryan odskoczył od stołu z rozszerzonymi oczami.
— To to, o czym mówię, koleś! — wykrzyknął, szczęśliwy, potrząsając dłonią Justina. Odszedł, dzwoniąc do Chaza.
— Co się dzieje? — spytałam, przeżuwając.
— Martin jest… — Przerwał, spoglądając na mnie, a następnie na moje ręce. — Jesz moje Twixy?
— Po prostu powiedz, co się dzieje — jęknęłam.
— W każdym bądź razie. — Wywrócił oczami. — Martin jest bliskim przyjacielem, jest członkiem planowania wyścigów. Ilekroć jest wyścig, możemy tam iść, aby zgarnąć kasę.
— Kiedy mówiłeś wyścig, miałeś na myśli nielegalne wyścigi? — spytałam, biorąc kolejnego Twixa.
— Może — powiedział, zabierając ode mnie pudełko batoników; schował je do szuflady.
— Mogę pójść? — zapytałam z małym uśmiechem. Jest piątkowa noc i nie chcę zostać w domu, podczas gdy reszta wychodzi. Jezz… Jedynym miejscem, gdzie wolno mi iść samej jest siłownia i to dlatego, że wiedzą, że nie będę się tam kręcić sama.
— Co sprawia, że myślisz, iż możesz opuścić ten dom? — odpowiedział, z twardym uśmiechem.
— Argh! No weź! Dora The Explorer(Dora Poznaje Świat), która ma pięć lat, ma więcej swobody niż ja — narzekałam, stojąc na nogach.
— OK! Dobrze, możesz iść… Ale jakikolwiek zły ruch… — Posłał mi znaczący wyraz twarzy.
— Czy nie uważasz, że wcześniej mogłam uciec, gdy miałam taką okazję? I uwierz mi, miałam. — Uniosłam brwi. Justin prychnął i przewrócił oczami.
— Po prostu idź się przebrać — mruknął, opuszczając kuchnie i ,prawdopodobnie, idąc do swojego pokoju. Podskoczyłam, cicho klaskając, szczęśliwa, że w końcu gdzieś wychodzę.
Pobiegłam do pokoju, drzwi zamknęłam na klucz, po czym szybko rozebrałam się. Założyłam czarne skórzane spodnie, ekstremalnie przylegające do ciała. Jestem pewna, że był to pomysł Chaza. To może również wytłumaczyć dobór bielizny. Założyłam stare czarne buty bez obcasów, czerwony top i skórzaną kurtkę. Oni na pewno wyglądali jak bikerzy*… albo jak bohaterowie.
Włosy związałam tak, by wyglądały bardziej sexy. Nie przyznałabym tego, ale… trochę lubię mój nowy kolor. Musiał iść naturalnie, zważywszy, że nie mam zrobionego makijażu. Nie, żeby to był jakiś problem. Wyglądałam dobrze. Ktoś zapukał do drzwi. Podbiegłam do nich i je otworzyłam.
— Cassie, mam nadzieję, że jesteś już gotowa, bo nie będziemy cze… — Justin urwał, gdy mnie zobaczył. Czułam się niekomfortowo, gdy mnie obczajał. — Wow.
Czułam, że moja twarz staje się gorąca. To było miło, że Justin myślał, że wyglądam dobrze… Czekajcie, o czym to ja mówię? Zamknij się, Cassie, zamknij!
— Pewna jesteś, że jesteś gotowa? — Uśmiechnął się; figlarnie przewróciłam oczami. Wyszłam z pokoju, po czym zamknęłam za sobą drzwi.
— Jestem pewna. — Uśmiechnęłam się do niego.
— Więc chodźmy, reszta jest już na zewnątrz. — Kiwnął głową, bym szła za nim.
Wyszliśmy; wieczorną porą było tutaj przyjemnie. Było cicho za wyjątkiem rozmowy pomiędzy chłopakami. Powietrze było wilgotne, a wiatr niósł zimny powiew, sprawiając, że wszyscy mieliśmy założone kurtki.
Chłopcy przerwali rozmowy, gdy usłyszeli nasze kroki. Wszystkie oczy były w nas utkwione.
— Cholera, Cassie… — Westchnął Chaz; posłałam mu uśmiech.
— Prawda. — Ryan skinął głową. — Awn, nie martw się Justin, ty też dobrze wyglądasz.
— Dzięki, gościu, ale już ci mówiłem, że wolę blondynki. — Uśmieszek Justina powoli znikał, gdy wszyscy cicho stali. Wtedy uświadomił sobie swój błąd. Ryan był blondynem. — Wiecie, co miałem na myśli.
Wszyscy zaśmiali się, a następnie udaliśmy się w stronę garażu. Justin nacisnął na guzik od swojego breloczka i brama od garażu zaczęła się powoli otwierać. Cicho westchnęłam nie tylko na wielkość garażu – był ogromny – ale i także na ilość samochodów i motorów. Było pięć motocyklów oraz sześć aut. Ryan nie żartował, kiedy mówił, że gangsterzy uwielbiają pojazdy.
Wszyscy, prócz Justina, dosiedli motory.
— Jedziesz ze mną — powiedział, podchodząc do czerwonego – i N-I-E-S-A-M-O-W-I-T-E-G-O, mogę dodać – motocyklu. Przez swój wygląd wydawał się szybki i dziki. Patrząc na to, miałam ochotę nauczyć się na nim jeździć. — Wsiadasz czy co.
Słowa Justina wyrwały mnie z podziwu. Siedział już na czerwonym motorze, a reszta zdążyła włączyć zapłony i założyć kaski. Justin trzymał czarny dla mnie; wzięłam go od niego i założyłam na głowę. Nie będę kłamać, lubiłam je, nawet jeśli niszczyły fryzurę, ale czułam się wtedy bezpieczna.
Usiadłam za Justinem, czując się odrobinę niezręcznie, będąc tak blisko niego. Na brzuchu i udach czułam ciepło bijące z jego pleców.
— Trzymaj się mocno, jeśli nie chcesz spaść i zginąć — mruknął.
— Ta, brzmi kusząco — odpowiedziałam, oplatając go wokół jego talii. Poczułam jego dobrze wyrzeźbiony abs poprzez mój mocny uścisk. Chaz pierwszy wyjechał z garażu, za nim Raul, Paul, Ryan i w końcu my. Motocykle były głośne. Gdy ruszyliśmy, moje ręce zacieśniły się mocnej wokół Justina.
Najpierw zamknęłam szczelnie oczy. Bałam się. Słyszałam o wypadkach na motocyklach, więc trzymałam zamknięte oczy, wdychałam i wydychałam powietrze, wąchając perfum Justina. Wiatr na mojej skórze był miły, więc powoli otworzyłam oczy. Wszystko wokół mnie było rozmazane. Pędziliśmy zawrotną szybkością. Kiedy dotarliśmy na drogę, były tu już samochody. Wyobraziłam sobie, jak to musi wyglądać w oczach innych, gdy pędzi pięć motorów, jeden za drugim z niezłą prędkością. Musieliśmy wyglądać jak gang… Oh, czekajcie… Oh tak, jesteśmy nim.
Usłyszałam, że Justin coś powiedział, ale jego głos został stłumiony przez wiatr.
— Co? — krzyknęłam, więc mógł mnie usłyszeć.
— Mówiłem, że to jest wyścig motocyklów, więc oczywiście nie możesz ze mną pojechać. Musisz być blisko Martina. Przedstawię was sobie, bądź blisko niego. Jego grupa jest silna, potrafią każdemu skopać tyłek, więc nikt cie nie będzie zaczepiać. — Tym razem jego głoś był donośniejszy.
— Okay — rzuciłam. Wiedziałam, że dla niego jestem tylko "sekretną bronią", ale myśl, że zadbał o moje bezpieczeństwo – nawet jeśli dla niewłaściwych powodów – sprawiło, że w środku poczułam się dobrze. O mój BOŻE! Nie wierzę, że pozwalam marzeniom wpłynąć na mnie. To jest złe, bardzo złe. Już podkochiwanie się w Chazie jest lepsze.
Chwilę nam zajęło, zanim dojechaliśmy do drogi wyjazdowej z San Francisco. W dali ujrzeliśmy reflektory samochodów i sporej ilości motorów. Miejsce wypełnione było pieprzonymi bikerami i ich maszynami oraz wiele – powtarzam – wiele dziewczyn skąpo ubranych. Pomyślałam, że wyglądam odrobinę zdzirowato. Wiele dziwek.
— Niech szmaty spoczywają w pokoju, umierając za przyciągnięcie uwagi. — Justin uśmiechał się, a ja się zaśmiałam.
Niektórzy wyczyniali akrobacja na swoich motocyklach, prawdopodobnie myśleli, że wyglądają jak twardziele.
Byłam podekscytowana, ponieważ nigdy wcześniej nie byłam na wyścigach, ale w tym samym czasie czułam się onieśmielona przez facetów, nie dziewczyn. Mogłam skopać im tyłki, jeśli tylko bym chciała. Wkrótce zaparkowaliśmy. Spoglądali na nas z zaciekawieniem. Założę się, że byliśmy interesującą grupą. Generalnie pomyśleliście o wielkich i umięśnionych członkach gangu, których wygląd jest ciężko utrzymać przez dłuższy czas.
A grupa Justina taka nie była. Teraz pojęłam, jak Justin mówił o "wyglądzie". Po pierwsze byliśmy młodzi. Justin był wspaniały, szczupły, ale pod skórzaną kurtką ukrywał mięśnie. Jego nieskazitelna skóra czyniła go niczym anioła. Ryan z blond włosami i atrakcyjną buzią, podobnie Chaz. Paul miał silniejszy wygląd. Był wysoki, dobrze umięśniony, ale z zielonymi oczami, miękkimi czarnymi włosami i perfekcyjnym nosem uniemożliwiały, by wierzyć, że może kogoś zranić. To samo tyczyło się Raula, ponieważ byli bliźniakami. I w końcu byłam ja niska blondynka bez mięśni… Oh, czy mówiłam, że jestem dziewczyną? Prawdopodobnie bardziej wyglądaliśmy na modelów, niż na grupę gangsterów.
Kiedy zbliżyliśmy się do tłumu, mogłam usłyszeć, jak mówili jeden przez drugiego: "Kim oni są?", "Dlaczego są tutaj?", "Nie wiedzą, że pora snu już dawno minęła?", "Wracajcie do gazet, skąd przyszliście". Oczywiście dziwkom podobało się to, co widziały. Nasza grupa była najatrakcyjniejsza. Obczaiły chłopaków od głowy do stóp. Nie zauważyły mnie, jak stałam obok Justina. Czemu nie jestem zaskoczona?
— Martin! Stary, co tam? — Justin krzyknął do niego, sprawiając, że jeszcze więcej par oczu skierowało się na nas.
Spojrzałam na Martina. Powinien mieć około dwadzieścia pięć lat. Wysoki, atletyczna budowa, ciemne włosy, pełne usta, wąskie oczy, niesamowicie ciemny z mocnymi i egzotycznymi cechami. Był bardzo przystojny, pewnie poleciałabym na niego, ale teraz bardziej wolę piwne oczy, jasno brązowe włosy i pulchne usta … ZAMKNIJ SIĘ, CASSIE.
— Biebs, bracie, dobrze cie widzieć. Ryan, obciąłeś włosy? — Martin powiedział, szczęśliwy, witając się z każdym. — Podobało mi się w odwrotną stronę, ale naprawdę jesteś miłym gościem.
Wszyscy śmiali się prócz mnie. Wyglądało na to, że Martin w końcu mnie zauważył, stojącą za Justinem. Prawdopodobnie wyglądałam tam jak szczeniak.
— Kto to? Czyja to dziewczyna? — Martin uśmiechnął się do mnie. Znowu nie rozumiem "jego dziewczyna"… To że jestem dziewczyną nie znaczy przecież, że muszę do kogoś należeć. Myślę, że kobiety na tym świecie na nic, tylko do dobrego pieprzenia. Teraz rozumiem, dlaczego chcą bym była tajemniczą "bronią". Nikt mnie nie będzie o nic podejrzewać.
— Niczyja, tylko moja bardzo bliska znajoma i kuzynka Ryana. Zostanie z nami przez jakiś czas, nazywa się Melaine, ale mówimy na nią Mel. — Na początku zdumiałam się słowami Justina tak samo, jak Ryan. Jednak chwilę później zrozumiałam, że ja i on możemy pochodzić z tej samej rodziny przez to, że mamy blond włosy.
— Miło cię poznać! — mówił, uśmiechając się i wyciągając do mnie rękę. Potrząsnęłam nią, zadowolona, że w jego oczach nie dostrzegłam złych zamiarów, gdy mnie ujrzał. Szczęśliwie, nie miał zamiaru flirtować ze mną i sprawiać, że wszystko stanie się niezręczne.
— Ciebie również. — Posłałam mu przyjazny uśmiech. Zauważyłam, że kiedy odeszłam od Justina, by uścisnąć dłoń Martina, wszystkie spojrzenia padły na mnie, jakby widzieli mnie tu po raz pierwszy. Czułam się nieswojo.
— Justin, miło znowu widzieć twoją twarz. Jesteś moim jedynym bratem — rzucił Martin, kładąc dłoń na ramieniu Justina. — Wow, Paul, urosłeś. Powinieneś przestać, ale mnie prześcigniesz.
— Nie muszę więcej rosnąć, by cie pobić. — Paul droczył się. Ponownie wszyscy wybuchli śmiechem oprócz mnie. Rozglądałam się dookoła. Obserwowałam ludzi. Jestem bardzo spostrzegawcza i to wiele razy uratowało mi tyłek. Po chwili wiedziałam już do kogo mam się nie zbliżać, i kto jest tutaj największą dziwką. Leciało Hotel Room Service. Wiele dziewczyn tańczyło w nieprzyzwoity sposób. To było w pewien sposób obrzydliwe oglądać dziewczyny, które nie miały do siebie szacunku.
Wciąż się rozglądałam, gdy moje spojrzenie nie zatrzymało się na Justinie. Na jego uniesionych miodowych włosach, prawie złotych oczach, na różowych ustach, które nieustannie przygryzał, co czyniło go bardziej sexy. Usłyszałam śmiech grupy, ale całą swoją uwagę skupiłam na białych zębach boga, stojącego przede mną. Głośne westchnięcie z moich ust, skrępowało mnie.
Odwróciłam wzrok, zanim Justin złapał moje spojrzenie. O dziwo, wpatrywanie się w Justina wywołało na mnie dziwny efekt, jak fakt, że nagle poczułam się zażenowana, patrząc na niego lub, jak się wydawało, że zwariowałam. Znowu. Nie miałam kontroli nad umysłem. Muszę mieć tę chorobę, w którym człowiek traci kontrolę nad umysłem. Syndrom Touretta czy coś takiego. Byłam pewna, że to jest to.
— Jak się z nimi żyje? — Martin w końcu zdecydował się zwrócić moją uwagę, akurat wtedy, gdy miałam atak Touretta. Dzięki, stary.
Powiedz coś, Cassie, albo pomyślą, że jesteś dziwakiem. Cisza. CHOLERA. Dlaczego nie mogę znaleźć strun głosowych? CO SIĘ ZE MNĄ DZIEJE? To się nigdy wcześniej nie wydarzyło. Nigdy tak się nie zachowywałam. Chłopcy nigdy nie sprawiali, że wariowałam. Zazwyczaj uważałam ich za bandę nieudaczników.
To nie musi być nic mądrego, wystarczy kilka słów. Muszę wyglądać na najgłupszą osobę na świecie. Ok, nic co powiesz, nie sprawi, że będziesz wyglądała jeszcze głupiej. Więc zrób coś. MÓW!
— Brzuch mnie boli! — To była prawda. Gdy sobie uświadomiłam, co powiedziałam, natychmiast zamknęłam oczy. Chcę umrzeć.
— Czy ona jest jedną z tych osób z upośledzeniem umysłowym? — Martin spytał Justina. Serio.

Iiiiiiiiiiii… jestem martwa.

Nie mieli czasu na odpowiedź, bo zbliżył się do nas wysoki mężczyzna.
— Hey ludzie! — Skinął na nich; oni zrobili to samo. — Będę zamykać wpisy. Startujecie?
— Tak — powiedział Ryan. Wszyscy dali pieniądze za rejestracje.
— Ahn… Martin, Cassie musi być z tobą, ponieważ… Sam wiesz — mruknął Justin.
— Jasne, nie ma problemu.
— Ty też startujesz, Martin? — spytał Chaz.
— Nie, pozwalam wam dzisiaj wygrać. — Wszyscy zaśmiali się. O co chodzi z tymi ich żartami? Wreszcie wydawało się, że z powrotem miałam umysł.
— Wydaje mi się, że boisz się ze mną ścigać! — Justin odpowiedział na prowokację, za bardzo ciesząc się. Martin zaśmiał się sarkastycznie.
— Bardzo dobrze! Czas, by spalić gumę na asfalcie! — rzucił, klepiąc Justina w plecy.
— Mel — zawołał Justin. — Pójdziesz z Martinem.
Skinęłam głową. Podeszliśmy do motorów. Każdy usiadł na swoim. Razem z Martinem i innym gościem staliśmy.
— Poczekajcie. Wasza piątka będzie się ścigać? — spytałam, zdezorientowana.
— Tak. Nikt nie wiem, że jesteśmy z tej samej paczki, po prostu jesteśmy kumplami. Więc się ścigamy, jeden z nas wygrywa i dzieli się kasą z pozostałymi. — Justin uśmiechnął się.
— I oni wam na to pozwalają? To jest w zasadzie oszustwo. — Kątem oka spojrzałam na Martina.
— W żaden sposób. Ale tak jest, gdy dajemy im część pieniędzy. Jesteśmy kumplami, więc to akceptują. Tym sposobem wszyscy wygrywają. — Justin uśmiechnął się szerzej.
Okaaaay. — Lekko zachichotałam. — Cóż, powodzenia chłopaki.
— Trzymaj to — wykrzyknął Justin, rzucając mi czarną torbę biodrową.
— Co to jest? — spytałam, mając nadzieję, że Justin rozumie, że wiem co to jest, ale chciałam wiedzieć co znajduje się w środku.
— W środku jest trochę pieniędzy. Trzymaj blisko siebie i nie pozwól, by ktoś się do tego zbliżył. — Poważnie ostrzegł.
— Okay, załapałam — mruknęłam.
— Jestem poważny, Mel. — Sam jego wygląd mówił o tym.
— Idź się ścigać — odpowiedziałam.
Założyli kaski. Pięciu ludzi odpaliło motory, byli dobrze ubrani. To było interesujące. Zanim odjechali na linię startu, Justin zapiął swoja skórzaną kurtkę. Wszyscy podążyli za motorami. I oczywiście ja za Martinem.
Wokół mnie rozbrzmiały okrzyki zachęty i ryk silników, odrobinę budząc we mnie adrenalinę. Byłam zdenerwowana. Zebrali się na starcie, przekręcili kluczyk w stacyjce i wrzucili pierwszy bieg. Patrzyłam się na czerwony motor Justina. Wyglądał bardzo sexy. Twardo przekręcił manetkę**, maszyna zdecydowanie ryknęła.
W połowie naga kobieta stanęła naprzeciw motorów, trzymając uniesiony nad głową pistolet. Wszyscy milczeli, słyszeliśmy jedynie głośny hałas silników. Z trudem przełknęłam ślinę. Wtedy kobieta pociągnął za spust pistoletu i strzał rozpoczął wyścig.
Wyścig rozpoczął się i dwa motocykle objęły prowadzenie. Nikt z naszej drużyny. Prędkość stopniowo wzrastała. Justin wyprzedził jednego z nich i był drugi. Zauważyłam, że reszta grupy także ich doganiała. Ktoś wykonał zdradziecki ruch. Sprawiło to, że motor Justina przechylił się w prawo, a jego kolano prawie dotykało asfaltu. Otworzyłam szeroko oczy. Na szczęście uzyskał pozycję i objął prowadzenie, pozostawiając brodatego mężczyznę za sobą. Wkrótce nie widziałam już ani jednego motocykla, słyszałam jedynie odgłosy silników.
— Miejmy nadzieję, że Justin to wygra — powiedział Martin to mężczyzny obok siebie. Każdy mówił z ożywieniem, dziwki powróciły do tańca lub uderzały do chłopaków, którzy wyglądali na kasiastych. Nosili naszyjniki, które prawdopodobnie kosztowały więcej, niż domy ich matek.
Ponownie rozbrzmiała muzyka; pomyślałam, że jest to czas na jedzenie niedogotowanego mięsa i picie piwa, i czekanie na drugą rundę.
Były tutaj budki, każda z czymś konkretnym. W jednej sprzedawano napoje, w drugiej jedzenie, w kolejnej widocznie narkotyki i fajki. Tylko jedna przykuła moją uwagę, więc powoli zwróciłam się w jej kierunku. Gościu robił wykonywał tatuaż na ramieniu dziewczyny, a kolejny sterylizował igły. To naprawdę miłe. Kolczykują tutaj, a ja zawsze chciałam to sobie zrobić.
— Hey! — zawołałam do faceta, który przebijał. Spojrzał na mnie, przyglądając mi się od stóp do głów. Nagle poczułam się dziwnie. I znowu facet traktuje kobietę jak przedmiot.
— Witaj. — Uśmiechnął się.
— Więc… Jeśli poproszę o piercing, to umrę od infekcji? — zapytałam. Gościu zaśmiał się; ten co wykonywał tatuaż również.
— Właśnie sterylizuję igłę. Dlaczego pytasz? Chcesz sobie zrobić? — Uśmiechnął się.
— Tak! — odpowiedziałam, podchodząc do nich i rozglądając się na kolczyki, które sprzedawali. Wybrałam błyszczący w kształcie serca. Wzięłam go. — Chcę tego! Zrobisz to teraz?
— Gdzie go chcesz? — Zabrał kolczyk i przemył go w alkoholu.
— W pępku. — Zachichotałam.
— Dobry wybór — rzucił tatuażysta.
— Wiem, prawda? — Uśmiechnęłam się.
— Okay… podejdź — powiedział facet od przekłuwania; zbliżyłam się do niego. — Problemem jest to, że kolczyki w pępku bolą po zabiegu. Znieczulę miejsce przekłucia i to na kilka godzin uśmierzy ból.
— Wspaniale — zawołałam sarkastycznie, sprawiając, że facet ponownie się zaśmiał.
— Okay, jesteś gotowa? — Lekko uniósł moją koszulkę przez to spojrzało na mnie kilku zboczonym facetów. Na brzuchu poczułam zimny metal pistoletu.
— Tak, gotowa! — Mocno zamknęłam oczy, gotowa na ból. Męczyłam się, czekając. W końcu stało się. Szczerze, to wpływ był boleśniejszy, niż igła. Zaczęło boleć, ale chwilę później znieczulenie zadziałało. Dosłownie nie czułam swojego brzucha. — Ile? — spytałam, obniżając koszulkę, a następnie otworzyłam torbę.
— Dwadzieścia. — Justin nie będzie miał nic przeciwko, kiedy wezmę jego pieniądze. Byłam zaskoczona ilością forsy. Ukryłam je, więc nikt ich nie zobaczy. Teraz już wiem dlaczego Justin powiedział, bym dobrze je trzymała.
— Proszę, sir — powiedział, dając mu dwadzieścia dolców.
— Dzięki, panienko. — Uśmiechnęłam się, szybko wracając do Martina, gdy nagle ktoś się do mnie  odezwał. Martin rozmawiał z grupką ludzi, trzema mężczyznami i dwiema kobietami. Opps, złe wyrażenie, dwiema dziwkami. Kiedy doszłam do niego, dźwięk maszyn zaczął dobiegać do naszych uszu, więc każdy pobiegł w stronę pasu.
Najpierw ujrzeliśmy czerwony motor. Uśmiechnęłam się, gdy zobaczyłam na nim Justina. Zaraz za nim był Paul, trzeci Ryan. Zaśmiałam się, gdy sobie uświadomiłam, że konkurowali ze sobą. Chwilę później znowu znikli nam z oczu. Westchnęłam. Nie miałam tutaj żadnych znajomych. Czułam się jak intruz w pobliżu grupy Martina, z którą rozmawiał.
Nagle poczułam się jak wysiedleniec. Zaczęłam tęsknić za moimi dziewczynami. Tam, w szkole, miałam wielu znajomych. Teraz jestem sama, bez przyjaciół, ale jeśli zwrócę uwagę każdego gościa będącego tutaj, zostanę zgwałcona. Brzmi kusząco, ale spasuję. Zaburczało mi w brzuchu. Nie wiedziałam, że byłam głodna.
— Hey, Martin, idę coś zjeść — powiedziałam mu, gdzie idę, gdyby w razie przypadku coś mi się stało. Skinął głową, ledwie zwracając uwagę. Westchnęłam, sfrustrowana. Dlaczego do licha przekonałam Justina, by pozwolił mi tutaj przyjść. Z torby wyciągnęłam pięć dolarów, więc nie będę jej musiała otwierać na oczach wszystkich. Następnie torbę umieściłam na biodrze i poprawiłam ubranie. Miło.
— Cześć! — Uśmiechnęłam się do gościa w budce.
— W czym mogę pomóc? — Odwzajemnił uśmiech.
— Ahn… Co serwujecie? — spytałam.
— Wołowe steki. — Zachichotał.
— Więc wezmę wołowego steka. — Wciąż się uśmiechałam. Wręczył mi mięsno na patyku, a ja mu pięć dolców. Był gotowy wydać resztę, ale mu przerwałam.
— Napiwek! — Uśmiechnęłam się.
— Więc jak masz na imię? Nigdy wcześniej nie widziałem cie tutaj — spytał zanim odeszłam do Martina.
— C… Mel. — Posłałam mu zażenowany uśmiech. Prawie się wydałam. Argh, to takie dziwne nazywać siebie fałszywym imieniem.
— Mel? To jest ksywka od… — urwał, czekając aż dokończę.
— Melaine — mruknęłam.
— Dobrze… Miło cię poznać, Mel. Jestem Toddy. — Uśmiechnął się, a następnie uniósł dłoń, którą potrząsnęłam. Toddy? Dlaczego te imię wydaje się znajome? Znam kilku "Tod’ów" czy "Tody", ale nigdy Toddy z podwójnym d, które wymawiając brzmi jak r.
— To twoje imię czy ksywka? — spytałam.
— Imię. — Uśmiechał się.
— Imponujące. Twoi rodzice dobrze wybrali. — Uśmiechnęłam się. Zanim odpowiedział, ponownie usłyszałam dźwięk maszyn. Każdy podbiegł do pasa, zostałam tam, gdzie byłam, ponieważ stąd miałam dobry widok. To był finał, więc byłam lekko zdenerwowana. Odetchnęłam z ulgą, widząc naprzodzie czerwony motor.
Justin przyspieszył, silnik huczał głośniej niż kiedykolwiek, aż w końcu chłopak przekroczył linię mety, pozostawiając resztę z tyłu. Drugi zakończył Ryan. Trzecią była nieznajoma mi osoba.
— Wow! — Toddy wykrzyknął, podekscytowany. — To było imponujące. Chłopcy byli niesamowici.
— Wiem! — zgodziłam się z nim, czując się dziwnie dumna.
— Kawasaki Ninja ZX-14… Kosztuje fortunę. — Dziwnie na niego spojrzałam. Kiedy to mówił, usłyszałam tylko blah blah blah.
Justin zatrzymał się przed Martinem. Na przekór. Martin planował się z nim ścigać. Justin zgasił "suzuki", zdjął kask, odsłaniając twarz bez skazy. Kiedy to zrobił, Toddy parsknął. Spojrzałam na niego.
— Co jest? — spytałam, ciekawa.
— Znam tego gościa. — Zmarszczyłam brwi, zdezorientowana.
— Jest twoim przyjacielem? — Mogłam powiedzieć, że nie są, bo jego oczy ukazywały głęboką nienawiść i obrzydzenie.
— Za nic w świecie. — Próbował ukryć swoją nienawiść, ale wciąż ją dostrzegałam. To miało sens. Toddy. To on próbował zabić Justina, kiedy do jego drinka dodał narkotyku. O mój Boże. Serce zaczęło mi szybciej bić i poczułam lekki strach. Toddy zauważył moją nagłą zmianę nastroju. Zmusiłam się, by wyglądać na zrelaksowaną i spokojną. Mogę powiedzieć, że odwalałam kawał dobrej roboty, zważając jak się właśnie czułam.
— Więc ahn… Lepiej, jak wrócę do swoich znajomych. — Uśmiechnęłam się do niego. Zmarszczył brwi, lekko zmieszany. Właśnie odwróciłam plecy, kiedy próbował coś powiedzieć, ale udawałam, że tego nie słyszę.
Kiedy wróciłam do Martina, mnóstwo pół nagich dziewczyn otoczyło Justina. Wydawało, że dobrze się tym bawił. Jego ramiona, każde na innej dziewczynie. Kiedy do nich mówił przesadnie się śmiały. Wywróciłam oczami, próbując zignorować malutkie uczucie wewnątrz mnie. Nie byłam zazdrosna, nie. Nie lubiłam go. Spójrzcie na niego. Justin był zwykłym kutasem.
On naprawdę musiał BYĆ kutasem, teraz otoczony przez siedem dziewczyn. Jeśli by mógł, pieprzyłby je wszystkie… w tym samym czasie.  Zaufajcie mi, znam takich jak on.
Zauważyłam Ryana, Chaza, Raula i Paula rozmawiających przy motorach. Podeszłam do nich.
— Hey mała, Ca… Mel — wykrzyknął Chaz. Zaśmiałam się.
— Chaz, jest ok. Nikt nie słyszy. — Uspokoiłam go.
— Jeszcze. — Wzruszył ramionami.
— Byliście wspaniali. — Uśmiechnęłam się do nich, a oni to odwzajemnili.
— Nie tak jak Justin — rzucił Ryan; obróciliśmy się, by spojrzeć na Justina.
Trzymał swój kask. Myślałam, że gorzej już być nie może, a jednak było. Wokół niego zgromadziło się jeszcze więcej pół nagich dziwek. Są jak mrówki, nigdy nie widzisz ich końca.
— Argh! — jęknęłam. — To obrzydliwe.
— Prawda. Ale tak jest zawsze. — Zachichotali, zgadzając się.
— Co masz na myśli? — spytałam.
— Dziwki. Zawsze lgną do zwycięzcy — odparł Raul.
— Zwłaszcza, jeśli zwycięzcą jest Bieber. — Zaśmiał się Paul. Śmiałam się z resztą, ale to bolało.
— Więc… jesteście gotowi na imprezę? — spytał Chaz, podekscytowany.
— Jaka impreza? — Byłam bardziej zdezorientowania niż kiedykolwiek.
— Zawsze po wyścigu. To jest szalone — odparł Ryan.
— Oh! Cóż, nie wiedziałam o żadnej imprezie, ale biorąc pod uwagę fakt, że jesteście moją podwózką muszę tam pójść, więc… — Wybuchli śmiechem. Cóż, są mili. — One też idą? — spytałam z niesmakiem, kiedy wypowiadałam "one".
— Nie wiem. Przeważnie Justin ich nie bierze, wybiera sobie w klubie — powiedział Paul; skinęłam głową, ignorując myśli.
— To takie smutne, widząc tutaj kobiety nie mające do siebie szacunku — mruknęłam. To była prawda.
— Wiem! To powód, dla którego wybraliśmy ciebie na nasza sekretną broń. Jesteś inna od nich. — Paul wskazał na dziwki, starając się przyciągnąć uwagę Justina.
— Jesteś naszą małą księżniczką! — Ryan krzyknął do mnie. Podniósł mnie i  jakimś sposobem znalazłam się w jego ramionach i z wiwatującymi wokół mnie chłopcami. Wszyscy patrzyli na nas z ciekawością, włączając Justina, który ze zmieszaniem przypatrywał się osobom, które mi "wiwatowały".
Śmiałam się razem z nimi, lekko zakłopotana, ale zignorowałam to.

Cóż, żyje się tylko raz, prawda? 


__________
*([ang. bike - rower biker - rowerzysta]
Ziomek (lub Ziomalka) jeżdżący na rowerze (obojętnie czy góralu, BMXie, trialówce czy monocyklu).

**MANETKA- w motocyklu lub w zestawie inwalidzkim uchwyt, za pomocą którego dłonią steruje się przyspieszaniem, ręczny gaz.

Oh, Cassie, biedna ty. Jej, nie moabym wytrzymać na takim wyścigu nie rzucając się na Justina. 


nowy = 10 komentarzy 

13 komentarzy:

  1. W końcu nowy rozdział
    jestem ciekawa co będzie dalej *__*

    OdpowiedzUsuń
  2. Swietny... uuu ktos sie chyba zakochal . juz nie moge doczekac sie nastepnego

    OdpowiedzUsuń
  3. awwwww, niesamowity *-*
    no i znowu muszę tyle czekać na następny... argh ;d

    OdpowiedzUsuń
  4. awwww, zakochała się. suodko :'D

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy ok. będzie następny.? :')

    OdpowiedzUsuń
  6. sen Cassie był mega :3 a Justin mógłby się w końcu odgonić od tych 'dziwek' i zająć naszą blondyneczką *-* świetnie tłumaczysz,wszystkie zdania są spójne,nie ma żadnych błędów i łatwo idzie zrozumieć o czym mowa,co w niektórych opowiadaniach jest dosyć trudne :3 z niecierpliwością czekam na kolejne tłumaczenie ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Swietny rozdzial... czekam na jassie moment cos czuje ze juz nie dlugo justin sie do niej przekona. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam na nn
    Świetne tłumaczenie :)
    xx

    OdpowiedzUsuń
  9. Świetny,świetny,świetny... czekam na nastepny ;D

    OdpowiedzUsuń
  10. Kocham kocham... świetne tlumaczenie

    OdpowiedzUsuń
  11. OMG... Cassie sie zakochała w Justinie ;D Już nie mogę się doczekać następnego. Świetnie tłumaczysz ... Dodaj jak najszybciej bo już umieram z ciekawości ;p

    OdpowiedzUsuń
  12. Cassie się zakochała *.*
    słodko :)

    OdpowiedzUsuń