17 maja 2013

11. A Way Too Cool Cake.



"I was gonna go to work but then I got high, I just got a new promotion but I got high,
now I'm selling dope and I know why (why man?) yeah hey,
- cause I got high"


Cassie P.O.V


Piętnaście minut później, kiedy tłum rozproszył się, Martin zapłacił Justinowi, który schował pieniądze do biodrowej torby. Następnie umiejscowił ją na biodrze, zapiął skurzaną kurtkę, chowając torbę przed oczami innych.
— Czas na imprezę. UUUUUH! — krzyknął Chaz, wyrzucając ręce w powietrze.
Pozostali natychmiast skinęli głowami. Teraz naprawdę potrzebowaliśmy się rozerwać. Jazda na motorze na imprezę trochę nam zajęła, ale wkrótce ujrzałam klub. Dość szalony klub. Większość z nich to byli latynoamerykanie i spora liczba rastafarianów. Ludzie ocierali się na parkiecie. Ew. Zdawało się, że wiedzieli kim był Justin i pozostali, bo po chwili dostaliśmy stolik. Usiedliśmy przy nim.
Byłam lekko zdziwiona, widząc ich z papierosami. Justin siedział  obok mnie i dym, który wypuszczał, drażnił mój nos. Starałam się ukryć kaszel. Kelnerka przyniosła nam piwa i butelkę tequili.
Dobrze! Teraz jest twój czas, Cassie, by skreślić złe wrażenie jakie zrobiłaś na Martinie.
— Więc… — Uśmiechnęłam się. — Jak długo jesteście przyjaciółmi?
— Hmm… Pięć lat? — Martin spojrzał na Justina.
— Tak myślę — odpowiedział nie zwracając zbytniej na nas uwagi. Skupił ją natomiast na dymie wydobywającym się z jego ust. Wiem, że nie powinnam tak myśleć, ale nawet paląc, wyglądał sexy.
— A jak się spotkaliście? — spytałam. Poczuli się nieswojo.
— Długa historia — rzucił Justin, kończąc temat. Wypił kieliszek tequili i uśmiechnął się. — Nie mówmy o tym dzisiaj. Po prostu świętujmy.
Zmiana tematu. Musisz zwrócić na siebie uwagę Justina. Byłam już przygotowana, by ponownie się odezwać, gdy Ryan złapał mnie za ramię, wstając. Justin spojrzał na nas dziwnie.
— Co jest? — spytałam, zdziwiona.
— Chodźmy do baru.
— Idź sam! — nakazałam; prychnął.
— Potrzebuje twojej pomocy. — Spojrzał, jakby miał mnie zabić.
Wywróciłam oczami. Bar był zatłoczony, ledwie dostaliśmy się do niego. Chwilę później znaleźliśmy pusty zakątek. Ryan zamówił dla nas po drinku.
— Więc dlaczego zmusiłeś mnie, bym tu przyszła? — spytałam po tym, jak barman podał nam dwie butelki piwa. Nienawidzę tego, ale z nudów zaczęłam je sączyć.
— Co się z tobą dzieje?
— Nic. — Splunęłam, odwracając wzrok.
— Coś musi być, dziwnie się zachowujesz odkąd zbudziłem cie dzisiaj na kanapie.
— Nic! — wykrzyknęłam. Ryan spojrzał na mnie, rozbawiony.
— Czyżbyś się trochę podkochiwała w Martinie? — zapytał; zadławiłam się piwem, które po chwili wypłynęło mi z nosa. IRRC!
— Co? — spytałam w szoku.
— No weź! Nie możesz przestać gapić się na niego i o co chodzi z tymi wszystkimi pytaniami? — Uśmiechał się.
— Nie ma mowy! Czy nie o to chodzi… Ja… ja… — To spowodowało, że Ryan śmiał się jeszcze bardziej. Cóż… Zgaduję, że myśli, iż podkochuję się w Martinie. Lepsze to niż prawda.
— Wiesz… Założę się, że nie wykonał żadnego ruchu, bo myśli, że jesteśmy spokrewnieni. Pomogę ci w tym. — Puścił mi oczko. Moje oczy rozszerzyły się. co? Nie! NIE!
— Nie! Dlaczego nie możemy tego zachować dla siebie, huh? — Pomodliłam się w głowie. Westchnął.
— Dobrze. Byłoby zabawne stać się kupidynem, ale nieważne… — Przewrócił oczami. — Wracajmy.
Zanim dotarliśmy do stolika, zauważyliśmy, że nasze siedzenia były zajęte. Na moim miejscu siedziała zdzirowato rudowłosa, głaskając ramię Justina. Ładna brunetka śmiała się podniecona. Jednak skupione były na Martinie. Wszyscy rozmawiali szczęśliwie. Zacisnęłam szczękę na widok tej sceny. Widocznie Ryan zauważył moje emocje, bo klepnął mnie po plecach.
— Nie martw się… Martin flirtuje ze wszystkimi dziewczynami. Lubi wyzwania, a te dziewczyny nie są wielkim wyzwaniem. — Wymusiłam uśmiech. Żeby tylko wiedział, że pierdolę Martina. Problemem był Justin, który lubił wszystko co ma cycki i ładną buzię. Rudowłosa laska miała to wszystko.
Kiedy dotarliśmy do stolika, spostrzegliśmy, że nie ma wolnych miejsc, więc poprosiliśmy kelnerkę o dwa dodatkowe krzesła. Podczas gdy czekaliśmy na jej powrót, wściekle tupałam stopą o podłogę przy okazji przegryzając wnętrze policzka. Starałam się ignorować pragnienie, by uderzyć rudowłosą, która szeptała coś Justinowi do ucha. W końcu kelnera przyniosła krzesła; szczęśliwa usiadłam na jednym z nich.
— Wyluzuj, ok? — Ryan powiedział to bardzo cicho; siedział obok mnie. On, oczywiście, myślał, że jestem zazdrosna o Martina.
Wywróciłam oczami. Chaz wstał i gdzieś odszedł.
— Hey, ludzie, razem z Raulem musimy iść. Wiecie… po rzecz — powiedział Paul, wstając. Wydawało się, że wszyscy wiedzą o co chodzi, ale ja nie. Pomachaliśmy im, a oni odeszli.
— Więc, Martin. – Usłyszałam Ryana i momentalnie spięłam się. — Co tam z dziewczynami?
— Oh! Kiedy odeszliście, one przyszły. Ona — Wskazał na brunetkę. — nazywa się Lisa, już ją znałem, a czerwono włosa to Vanessa.
— Miło was poznać. — Ryan uśmiechnął się do nich, a następnie spojrzał na Martina. — Nigdy nie wiedziałem, że wolisz brunetki.
— Co masz na myśli? — spytał Martin.
— Myślałem, że wolisz blondynki. — Zdenerwowałam się. CO CHCE PRZEZ TO OSIĄGNĄĆ? — Justin zawsze wolał brunetki.
Wiedziałam co chce osiągnąć. Jestem blondynką, typem "Martina", a on siedział z brunetką. Ryan próbował połączyć Justina z Lisą, a mnie z Martinem. Arrrgh, nie!
— Bracie, dobrze się czujesz? — spytał Justin, marszcząc brwi.
— Doskonale. — Posłał mu uśmiech. — Martin, wiedziałeś, że Cassie zna boks?
Uśmiechnęłam się sztucznie. Wewnątrz miałam ochotę zabić Ryana, bardzo powoli.
— Naprawdę? — Oczy Martina rozszerzyły się ze zdziwienia.
— Nie! Nie jestem dobra, Justin mnie trenuje — odpowiedziałam, starając się zwalić uwagę na Justina.
— Jest wspaniała. Zwłaszcza jak na dziewczynę, prawda Justin? — Spojrzałam na Justina, czekając na jego odpowiedź.
— To prawda, jak na dziewczynę jest całkiem dobra. — Uśmiechnął się, a ja nie mogłam nic poradzić na ciepło, które poczułam wewnątrz.
— Powinniśmy zaplanować walkę, huh? — Martin uśmiechnął się do mnie. Poczułam się niezręcznie.
— Jestem za — powiedziałam, spoglądając w dół na dłonie.
— Po prostu coś powiedz — wyszeptał do mnie. Ryan miał rację, powiedz coś miłego. TERAZ, POWIEDZ COŚ.
— Więc… Ahn… Co słoń mówi do gołego człowieka? — Spojrzałam na każdego przy stole, kto zwrócił swoją uwagę na mnie. — Jak oddychasz przez taką małą rzecz?
Roześmiałam się głośno, uderzając w stół. Chwilę później spostrzegłam, że nikt nie śmieje się ze mną.
Cholera jasna! CZY WŁAŚNIE OPOWIEDZIAŁAM KAWAŁ? I do tego nudny, bo nikt się nie śmiał. Ryan skrzywił się. Wiedziałam, że nie powinnam się więcej odzywać.
— Ludzie, spójrzcie. Mam trzy ciasta od Rastafariania. Kto chce? — zapytał Chaz, który pojawił się za mną z buzią pełną ciasta.
To był idealny moment, bym czymś zajęła buzię. Wzięłam ciasto i natychmiast zaczęłam je jeść. Ryan wziął kolejne.
Muzyka coraz bardziej wciągała mnie w dziwny sposób, czułam się taka lekka.

Justin P.O.V

AAAAAAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA.
Nigdy nie widziałem Cassie, by śmiała się tak bardzo. Gorzej, bo Chaz i Ryan również się śmiali, jakby oglądnęli najzabawniejszą rzecz na świecie. Nie wypiliśmy za dużo, Martin i ja byliśmy trzeźwi. Dziewczyny odeszły. Powiedziały, że byliśmy za głośno i czuły się tym zażenowane. Cassie zaczerpnęła głęboki oddech.
— Okay! Muszę wam powiedzieć kolejną historię o — Zaczęła się śmiać, po czym zaczerpnęła kolejny oddech. — Ok, to było o… — Ponownie wybuchła śmiechem, a reszta za nią.
— Powiedz nam inny kawał! — krzyknął Ryan. Vanessa miała rację, byli bardzo głośno.
— Okay! — Cassie zaśmiała się. — Przychodzi kaczka do apteki i mówi: Daj mi pomadkę do ust i dodaj ją do mojego rachunku. — Śmiała się tak mocno, że całe jej ciało drżało, a oczy łzawiły.
— Nie czaję, ale pomyślałem, że to było bardzo zabawne — powiedział głupi Chaz, śmiejący się jak świnia.
Ryan ze śmiechu prawie spadł z krzesła. Nie znalazłem w tym nic śmiesznego. Czy to był problem tylko ze mną?
— Stary! Twoi znajomi są poważnie dziwni! — rzucił Martin, poważnie wpatrując się w trójkę ludzi.
— Nie wiem co im się stało. Nigdy ich takich nie widziałem — powiedziałem, upijając łyk piwa.
— Jak to nie wiesz? Tylko tutaj podają ciasto z haszyszem i marihuaną wewnątrz, a oni zjedli je z apetytem — mruknął rozbawiony Martin.
CO?
Teraz to ma sens. Są szaleni, a ja zostałem wychujany.
— CHODŹMY ZATAŃCZYĆ! — krzyknął Chaz.
— Tak,         CHCĘ TAŃCZYĆ! — Wykrzyknęła to osoba, która przewróciła kieliszek na ziemi. Była nią Cassie. Byłem zszokowany. 
Nie wiedziałem co mam robić. Byli naćpani.
Obserwowałam ich, jak szli na środek parkietu, odpychając każdego, aby mieć więcej miejsca dla siebie, a potem zaczęło grać…
“She like that freaky stuff, 2 in the oh! and 1 in the ah!
that kinky stuff, you nasty, but I like your type and like TI its whatever you like
Bring your girls its whatever tonight, your man just left, i'm the plumber tonight, i'll check your pipes, oh, you the healthy type.
Well, here goes some egg whites. Now gimme that sweet, that nasty that gushy stuff, let me tell you what we gon do. 2, plus 2, i'm gon undress you.”
Myślałem, że zaraz wybuchnę śmiechem. Spodziewałem się tego po Chazie i Ryanie, ale nie Cassie. Tańczyli, wykonując typową choreografię. Cassie wiła się, jakby ktoś ją napadał. Zdecydowanie nie potrafiła tańczyć. Nie mogłem dłużej tracić czasu, więc wyciągnąłem z kieszeni telefon i zacząłem nagrywać. To mogła być moja jedyna szansa w życiu.
"After party in the hotel lobby,
then we off to the room like room! put them fingers in your mouth
uh open up your blouse and pull that g-string down south oooo!
OK shawty"
— CO ZA NIESAMOWITE CIASTO! — wykrzyknął Chaz.
Wyobraziłem sobie śmiech Martina. Z wyrazu twarzy tamtej trójki mogłem przysiąc, że myśleli, iż wymiatają. Kiedy się zmęczyli, na parkiecie utworzyli pociąg. Inne osoby wiwatowały, a po chwili dołączyli się do pociągu, który zaczął się od trzech osób, a skończył na pięćdziesięciu. Byłem pewny, że nigdy nie zapomnę tej nocy.
Śmiałem się tak mocno, że musiałem pójść do łazienki. Gdy wróciłem, Ryan siedział z twarzą, jakby zemdlał.
— Jest bardzo popieprzony. — Martin zaśmiał się, gdy usiadłem.
— Wcześniej też nie był normalny. — Klepnąłem Ryana w tył głowy.
— Hey! Co jest z tobą? — spytał Ryan gniewnie, unosząc głowę.
— Wychodzimy, bo nie jesteście fajni. Zostań tutaj, a ja pójdę poszukać Chaza i Cassie — rzuciłem, odchodząc. Jak do diabła mam zabrać jeszcze trzy osoby na motorze? Muszę poprosić o pomoc Martina.
Poszedłem w stronę baru, ale po nich ani śladu. Zbliżyłem się do ciemnego korytarza, prowadzące do łazienki dla dziewczyn. I wtedy ich zauważyłem.
Musiałem podejść bliżej, by się upewnić czy dobrze widzę. Mimo tego nie mogłem uwierzyć.
— Chaz? Cassie? Co wy do cholery robicie?
Kiedy usłyszeli mój głos, odskoczyli od siebie z czerwonymi ustami, dysząc. Chaz był bez koszulki, a Cassie miała rozwalone włosy. Obściskiwali się tak gwałtownie, więc miałem wątpliwości czy robiliby coś więcej czy nie.
— CHAZ? — krzyknęła zaskoczona Cassie, widząc z kim się całowała.
— Tak, kochanie! — odpowiedział idiota, dumnie uśmiechając się.
Wybuchli niekontrolowanym śmiechem. Zastanawiałem się czy mieli pojęcie, co właśnie zrobili. Byłem lekko zakłopotany, ale musiałem ich przekonać do wyjścia.
— Musimy iść. Sytuacja odrobinę wymknęła się spod kontroli.
Chaz i Cassie popatrzyli na mnie z pogardą, wydali kolejny zbyt głośny śmiech i powrócili do obściskiwania się. Chaz rzucił biedną Cassie o ścianę. Nawet było mi jej trochę żal.
— Chaz, możesz zabić tą biedną rzecz przez coś takiego — wymamrotałem, ciągnąc Cassie za rękę.
Chaz podążał za nami, protestując.
— PO PROSTU CHCĘ UPRAWIAĆ SEKS — wykrzyknął.
Na moje nieszczęście lub po prostu zbieg okoliczności, muzyka ucichła, gdy Chaz właśnie to mówił.
— Ja też! — odpowiedział złowrogi i zniewieściały głoś znikąd.
Oczywiście te słowa przyciągnęły uwagę każdego. Pamiętałem, że większość stanowili faceci lub prawie wszyscy. Wywróciłem oczami, puszczając ramię Cassie. Chwyciłem Chaza i oddaliłem się stąd najszybciej, jak tylko mogłem albo wydarzyłaby się katastrofa. Pociągnąłem Ryana za koszulkę.
— Martin, potrzebuję twojej pomocy, by zabrać ich do domu — powiedziałem ze złością.
— Chaz, nie dobrze, huh! — Martin zaśmiał się, przyglądając się Cassie i Chazowi po raz kolejny desperacko całujących się.
Gdybym wiedział, że będę jedyną, którzy nie bawi się za dobrze, zjadłbym te cholerne ciasto.
Kiedy byliśmy bliscy wyjścia, Martin zadzwonił po taksówkę. Wrzuciliśmy do niej trójkę dziwaków. Z Cassie był problem, ale to zrobiłem pomimo jej obelg i protestów. Martin zawołał swojego kolegę, by wziął motor Chaza. Wsiadłem na swojego "Suzuki", a Martin na motor Ryana.
Kiedy zajechaliśmy przed nasz dom, Martin zaparkował motor Ryana, jego kolega, Ambro, również. Zostało tylko zaprowadzić trzech dziwaków do domu i odwieźć chłopaków, bo nie mieli kasy na następną taksówkę.
Teraz już tylko Chaz i Cassie nadal się śmiali. Przeszliśmy przez ogródek, gdy zorientowałem się, że przecież nie mogę zaprowadzić ich do środka i zostawić w takim stanie. Spostrzegłem basen i wiedziałem już, co zrobić.
— Ryan, chodź tutaj! — poprosiłem; podszedł.
Wrzuciłem go do wody pełen nadziei, że zimna woda przywróci jego trzeźwość umysłu. Chaz zaśmiał się z tego, doskonale zdając sobie sprawę, że za niedługo przyjdzie kolej na niego.
— Teraz ty, Hermiston, chodź! — powiedziałem, dając znak ręką. Cassie rozszerzyła oczy i cofnęła się.
— Nie wrzucisz mnie do wody! Odejdź, Bieber!
Prychnąłem i ruszyłem ku niej. Cassie zdawała się zrozumieć moje intencje i uciekła na druga stronę basenu. I zaczął się pościg, jak w kotka i myszkę. Ona uciekała wokół basenu, a ja za nią.
— NIE ZŁAPIESZ MNIE, TY GEJU! — irytująco wykrzyknęła. 
Jak taka mała kreatura może być tak irytująca? Bieganie wokół tego basenu, był jak powrót do dzieciństwa.
W końcu zmęczony, oparłem dłonie na kolanach, wyczerpany.
— Dobrze, cokolwiek, ale nie będę się tobą opiekować.
Tak jak się spodziewałem, wzruszyła ramionami. Powoli zwróciłem się w stronę wejścia do domu, udając, że poddaję się. Nie poruszała się, jedynie stała śmiejąc się z Ryana, który wyglądał jak zmokły szczur.
Gdy byłem blisko drzwi, zauważyłem, że Cassie była rozproszona. Stała do mnie tyłem. To była moja szansa. Podbiegłem z siłą jaka mi została, rzuciłem się na nią, po czym oboje wlecieliśmy do wody.
Wciąż ją obejmowałem, gdy uderzyliśmy w dno basenu. Cassie otrząsnęła się, próbując uwolnić się z mojego uścisku, ale to nie miało sensu. Nie pozwoliłbym jej odejść bez wcześniejszego upewnienia się, że nie ma zamiaru mnie zaatakować. Wynurzyliśmy się, gdy zaczynało brakować nam powietrza.
Ciężko oddychaliśmy, zdyszani. Chaz powoli wyszedł z basenu, rozpryskując naokoło wodę.
— TO JEST WIELKI BASEN RADOŚCI! — krzyknął trochę za głośno.
Cassie rozluźniła się w moich ramionach, ziewając i ciężko oddychając. Musi być wykończona szaloną nocą. Postanowiłem ją puścić. Teraz muszę zaprowadzić ich do środka.
— Ludzie, chodźmy do środka — powiedziałem do nich.
— HAHAHA! — Nagle Cassie wybuchła śmiechem, rzucając się do basenu. — Życzę wam powodzenia w złapaniu.



Boże, proszę pomóż.  
 

__________
No to ten :D Hahaha :D Co za numer z Cassie i Chazem! Niezłe jaja, nie ma co :D Jak myślicie, dobrze, że Ryan myśli, że Cassie zadurzyła się w Martinie? Fakt, widziała go po raz pierwszy w życiu, ale najwidoczniej temu to nie przeszkadza. Może pomyślał, że to miłość od pierwszego wejrzenia? Być może.

Mam dla Was dobrą i złą nowinę. Może zacznę od tej drugiej, a później troszkę osłodzę. No to tak: kolejny rozdział powinien pojawić się na dniach (lecz nie jestem tego pewna, zostało mi jeszcze trochę do przetłumaczenia), a 13 niestety nie pojawi się tak szybko. Od przyszłego czwartku, tj. od 23.05 zaczyna mi się sesja. Niestety, wszystko muszę pozdawać w pierwszym terminie, bo drugi przypada na wrzesień, a wtedy mam praktyki. A dobra wiadomość jest taka, że w przyszłym rozdziale będzie się działo coś ostrego

nowy = 15 komentarzy     



17 komentarzy:

  1. hahahah ... Świetny rozdiał kocham już nie moge sie doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  2. omg kocham to opowiadanie :3

    OdpowiedzUsuń
  3. super, super, super !!! :) już nie mogę się doczekać <3

    zapraszam: www.ryzykujac-zycie.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahaha ona wymiata,poważnie :D
    czekam na nn
    xx

    OdpowiedzUsuń
  5. świetnie tłumaczysz

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg ... świetny rozdział.... kocham to opowiadanie poprostu... juz nie moge sie doczekac nastepnego ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetny .... Hahaha najlepsza akcja jak Justin przylapał Cassie haha .świetnie tlumaczysz

    OdpowiedzUsuń
  8. świetnie tłumaczysz! nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu :( caly czas wchodze i licze na to, ze sie pojwil XD

    OdpowiedzUsuń
  9. W końcu znalazłam bloga z tłumaczeniem tego opowiadania ♥
    Jest świetny i dobrze tłumaczysz, nawet bardzo ;)

    [chance-purpose.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  10. czekam na nastepny ... kocham

    OdpowiedzUsuń
  11. Sgavagwvsaf, z niecierpliwoscią czekam na następny. Jedno z najlepszych tłumaczeń!

    OdpowiedzUsuń
  12. Swietne kocham

    OdpowiedzUsuń
  13. Super tlumaczenie! Czekam z niecierpliwoscia <3 !

    OdpowiedzUsuń
  14. KOCHAM TO OPOWIADANIE I KOCHAM CIEBIE

    OdpowiedzUsuń
  15. Dodaj juz nastepny:(

    OdpowiedzUsuń
  16. Cassie jest najlepsza <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardziej się naćpałam śmiechem z tego rozdziału , niż oni tymi ciastkami 😂

    OdpowiedzUsuń