"I was gonna go to
work but then I got high, I just got a new promotion but I got high,
now I'm selling dope and I know why (why man?) yeah hey,
- cause I got high"
now I'm selling dope and I know why (why man?) yeah hey,
- cause I got high"
Cassie P.O.V
Piętnaście minut później, kiedy tłum rozproszył się, Martin zapłacił
Justinowi, który schował pieniądze do biodrowej torby. Następnie umiejscowił ją
na biodrze, zapiął skurzaną kurtkę, chowając torbę przed oczami innych.
— Czas na imprezę. UUUUUH! — krzyknął Chaz, wyrzucając ręce w powietrze.
Pozostali natychmiast skinęli głowami. Teraz naprawdę potrzebowaliśmy
się rozerwać. Jazda na motorze na imprezę trochę nam zajęła, ale wkrótce
ujrzałam klub. Dość szalony klub. Większość z nich to byli latynoamerykanie i
spora liczba rastafarianów. Ludzie ocierali się na parkiecie. Ew. Zdawało się,
że wiedzieli kim był Justin i pozostali, bo po chwili dostaliśmy stolik.
Usiedliśmy przy nim.
Byłam lekko zdziwiona, widząc ich z papierosami. Justin siedział obok mnie i dym, który wypuszczał, drażnił
mój nos. Starałam się ukryć kaszel. Kelnerka przyniosła nam piwa i butelkę
tequili.
Dobrze! Teraz jest twój czas, Cassie, by skreślić złe wrażenie jakie
zrobiłaś na Martinie.
— Więc… — Uśmiechnęłam się. — Jak długo jesteście przyjaciółmi?
— Hmm… Pięć lat? — Martin spojrzał na Justina.
— Tak myślę — odpowiedział nie zwracając zbytniej na nas uwagi. Skupił
ją natomiast na dymie wydobywającym się z jego ust. Wiem, że nie powinnam tak
myśleć, ale nawet paląc, wyglądał sexy.
— A jak się spotkaliście? — spytałam. Poczuli się nieswojo.
— Długa historia — rzucił Justin, kończąc temat. Wypił kieliszek tequili
i uśmiechnął się. — Nie mówmy o tym dzisiaj. Po prostu świętujmy.
Zmiana tematu. Musisz zwrócić na siebie uwagę Justina. Byłam już
przygotowana, by ponownie się odezwać, gdy Ryan złapał mnie za ramię, wstając.
Justin spojrzał na nas dziwnie.
— Co jest? — spytałam, zdziwiona.
— Chodźmy do baru.
— Idź sam! — nakazałam; prychnął.
— Potrzebuje twojej pomocy. — Spojrzał, jakby miał mnie zabić.
Wywróciłam oczami. Bar był zatłoczony, ledwie dostaliśmy się do niego.
Chwilę później znaleźliśmy pusty zakątek. Ryan zamówił dla nas po drinku.
— Więc dlaczego zmusiłeś mnie, bym tu przyszła? — spytałam po tym, jak
barman podał nam dwie butelki piwa. Nienawidzę tego, ale z nudów zaczęłam je
sączyć.
— Co się z tobą dzieje?
— Nic. — Splunęłam, odwracając wzrok.
— Coś musi być, dziwnie się zachowujesz odkąd zbudziłem cie dzisiaj na
kanapie.
— Nic! — wykrzyknęłam. Ryan spojrzał na mnie, rozbawiony.
— Czyżbyś się trochę podkochiwała w Martinie? — zapytał; zadławiłam się
piwem, które po chwili wypłynęło mi z nosa. IRRC!
— Co? — spytałam w szoku.
— No weź! Nie możesz przestać gapić się na niego i o co chodzi z tymi
wszystkimi pytaniami? — Uśmiechał się.
— Nie ma mowy! Czy nie o to chodzi… Ja… ja… — To spowodowało, że Ryan
śmiał się jeszcze bardziej. Cóż… Zgaduję, że myśli, iż podkochuję się w
Martinie. Lepsze to niż prawda.
— Wiesz… Założę się, że nie wykonał żadnego ruchu, bo myśli, że jesteśmy
spokrewnieni. Pomogę ci w tym. — Puścił mi oczko. Moje oczy rozszerzyły się.
co? Nie! NIE!
— Nie! Dlaczego nie możemy tego zachować dla siebie, huh? — Pomodliłam
się w głowie. Westchnął.
— Dobrze. Byłoby zabawne stać się kupidynem, ale nieważne… — Przewrócił
oczami. — Wracajmy.
Zanim dotarliśmy do stolika, zauważyliśmy, że nasze siedzenia były
zajęte. Na moim miejscu siedziała zdzirowato rudowłosa, głaskając ramię
Justina. Ładna brunetka śmiała się podniecona. Jednak skupione były na Martinie.
Wszyscy rozmawiali szczęśliwie. Zacisnęłam szczękę na widok tej sceny.
Widocznie Ryan zauważył moje emocje, bo klepnął mnie po plecach.
— Nie martw się… Martin flirtuje ze wszystkimi dziewczynami. Lubi
wyzwania, a te dziewczyny nie są wielkim wyzwaniem. — Wymusiłam uśmiech. Żeby
tylko wiedział, że pierdolę Martina. Problemem był Justin, który lubił wszystko
co ma cycki i ładną buzię. Rudowłosa laska miała to wszystko.
Kiedy dotarliśmy do stolika, spostrzegliśmy, że nie ma wolnych miejsc,
więc poprosiliśmy kelnerkę o dwa dodatkowe krzesła. Podczas gdy czekaliśmy na
jej powrót, wściekle tupałam stopą o podłogę przy okazji przegryzając wnętrze
policzka. Starałam się ignorować pragnienie, by uderzyć rudowłosą, która
szeptała coś Justinowi do ucha. W końcu kelnera przyniosła krzesła; szczęśliwa
usiadłam na jednym z nich.
— Wyluzuj, ok? — Ryan powiedział to bardzo cicho; siedział obok mnie.
On, oczywiście, myślał, że jestem zazdrosna o Martina.
Wywróciłam oczami. Chaz wstał i gdzieś odszedł.
— Hey, ludzie, razem z Raulem musimy iść. Wiecie… po rzecz — powiedział
Paul, wstając. Wydawało się, że wszyscy wiedzą o co chodzi, ale ja nie.
Pomachaliśmy im, a oni odeszli.
— Więc, Martin. – Usłyszałam Ryana i momentalnie spięłam
się. — Co tam z dziewczynami?
— Oh! Kiedy
odeszliście, one przyszły. Ona — Wskazał na brunetkę. — nazywa się Lisa, już ją
znałem, a czerwono włosa to Vanessa.
— Miło was poznać.
— Ryan uśmiechnął się do nich, a następnie spojrzał na Martina. — Nigdy nie
wiedziałem, że wolisz brunetki.
— Co masz na myśli?
— spytał Martin.
— Myślałem, że
wolisz blondynki. — Zdenerwowałam się. CO CHCE PRZEZ TO OSIĄGNĄĆ? — Justin
zawsze wolał brunetki.
Wiedziałam co chce
osiągnąć. Jestem blondynką, typem "Martina", a on siedział z
brunetką. Ryan próbował połączyć Justina z Lisą, a mnie z Martinem. Arrrgh,
nie!
— Bracie, dobrze się czujesz? — spytał Justin, marszcząc brwi.
— Doskonale. — Posłał mu uśmiech. — Martin, wiedziałeś, że Cassie zna
boks?
Uśmiechnęłam się sztucznie. Wewnątrz miałam ochotę zabić Ryana, bardzo
powoli.
— Naprawdę? — Oczy Martina rozszerzyły się ze zdziwienia.
— Nie! Nie jestem dobra, Justin mnie trenuje — odpowiedziałam, starając
się zwalić uwagę na Justina.
— Jest wspaniała. Zwłaszcza jak na dziewczynę, prawda Justin? —
Spojrzałam na Justina, czekając na jego odpowiedź.
— To prawda, jak na dziewczynę jest całkiem dobra. — Uśmiechnął się, a
ja nie mogłam nic poradzić na ciepło, które poczułam wewnątrz.
— Powinniśmy zaplanować walkę, huh? — Martin uśmiechnął się do mnie.
Poczułam się niezręcznie.
— Jestem za — powiedziałam, spoglądając w dół na dłonie.
— Po prostu coś powiedz — wyszeptał do mnie. Ryan miał rację, powiedz
coś miłego. TERAZ, POWIEDZ COŚ.
— Więc… Ahn… Co słoń mówi do gołego człowieka? — Spojrzałam na każdego
przy stole, kto zwrócił swoją uwagę na mnie. — Jak oddychasz przez taką małą
rzecz?
Roześmiałam się głośno, uderzając w stół. Chwilę później spostrzegłam,
że nikt nie śmieje się ze mną.
Cholera jasna! CZY WŁAŚNIE OPOWIEDZIAŁAM KAWAŁ? I do tego nudny, bo nikt
się nie śmiał. Ryan skrzywił się. Wiedziałam, że nie powinnam się więcej
odzywać.
— Ludzie, spójrzcie. Mam trzy ciasta od Rastafariania. Kto chce? —
zapytał Chaz, który pojawił się za mną z buzią pełną ciasta.
To był idealny moment, bym czymś zajęła buzię. Wzięłam ciasto i
natychmiast zaczęłam je jeść. Ryan wziął kolejne.
Muzyka coraz bardziej wciągała mnie w dziwny sposób, czułam się taka
lekka.
Justin P.O.V
— AAAAAAAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA.
Nigdy nie widziałem Cassie, by śmiała się tak bardzo. Gorzej, bo Chaz i
Ryan również się śmiali, jakby oglądnęli najzabawniejszą rzecz na świecie. Nie
wypiliśmy za dużo, Martin i ja byliśmy trzeźwi. Dziewczyny odeszły.
Powiedziały, że byliśmy za głośno i czuły się tym zażenowane. Cassie zaczerpnęła
głęboki oddech.
— Okay! Muszę wam powiedzieć kolejną historię o — Zaczęła się śmiać, po
czym zaczerpnęła kolejny oddech. — Ok, to było o… — Ponownie wybuchła śmiechem,
a reszta za nią.
— Powiedz nam inny kawał! — krzyknął Ryan. Vanessa miała rację, byli
bardzo głośno.
— Okay! — Cassie zaśmiała się. — Przychodzi kaczka do apteki i mówi: Daj
mi pomadkę do ust i dodaj ją do mojego rachunku. — Śmiała
się
tak mocno, że całe jej ciało drżało, a oczy łzawiły.
— Nie czaję, ale
pomyślałem, że to było bardzo zabawne — powiedział głupi Chaz, śmiejący się jak
świnia.
Ryan ze śmiechu
prawie spadł z krzesła. Nie znalazłem w tym nic śmiesznego. Czy to był problem
tylko ze mną?
— Stary! Twoi
znajomi są poważnie dziwni! — rzucił Martin, poważnie wpatrując się w trójkę
ludzi.
— Nie wiem co im
się stało. Nigdy ich takich nie widziałem — powiedziałem, upijając łyk piwa.
— Jak to nie wiesz?
Tylko tutaj podają ciasto z haszyszem i marihuaną wewnątrz, a oni zjedli je z
apetytem — mruknął rozbawiony Martin.
CO?
Teraz to ma sens.
Są szaleni, a ja zostałem wychujany.
— CHODŹMY
ZATAŃCZYĆ! — krzyknął Chaz.
— Tak, CHCĘ TAŃCZYĆ! — Wykrzyknęła to osoba,
która przewróciła kieliszek na ziemi. Była nią Cassie. Byłem zszokowany.
Nie wiedziałem co
mam robić. Byli naćpani.
Obserwowałam ich,
jak szli na środek parkietu, odpychając każdego, aby mieć więcej miejsca dla
siebie, a potem zaczęło grać…
“She like
that freaky stuff, 2 in the oh! and 1 in the ah!
that kinky stuff, you nasty, but I like your type and like TI its whatever you like
Bring your girls its whatever tonight, your man just left, i'm the plumber tonight, i'll check your pipes, oh, you the healthy type.
Well, here goes some egg whites. Now gimme that sweet, that nasty that gushy stuff, let me tell you what we gon do. 2, plus 2, i'm gon undress you.”
that kinky stuff, you nasty, but I like your type and like TI its whatever you like
Bring your girls its whatever tonight, your man just left, i'm the plumber tonight, i'll check your pipes, oh, you the healthy type.
Well, here goes some egg whites. Now gimme that sweet, that nasty that gushy stuff, let me tell you what we gon do. 2, plus 2, i'm gon undress you.”
Myślałem, że zaraz wybuchnę śmiechem.
Spodziewałem się tego po Chazie i Ryanie, ale nie Cassie. Tańczyli, wykonując
typową choreografię. Cassie wiła się, jakby ktoś ją napadał. Zdecydowanie nie
potrafiła tańczyć. Nie mogłem dłużej tracić czasu, więc wyciągnąłem z kieszeni
telefon i zacząłem nagrywać. To mogła być moja
jedyna szansa w życiu.
"After
party in the hotel lobby,
then we off to the room like room! put them fingers in your mouth
uh open up your blouse and pull that g-string down south oooo! OK shawty"
then we off to the room like room! put them fingers in your mouth
uh open up your blouse and pull that g-string down south oooo! OK shawty"
— CO ZA NIESAMOWITE CIASTO! — wykrzyknął
Chaz.
Wyobraziłem sobie
śmiech Martina. Z wyrazu twarzy tamtej trójki mogłem przysiąc, że myśleli, iż
wymiatają. Kiedy się zmęczyli, na parkiecie utworzyli pociąg. Inne osoby
wiwatowały, a po chwili dołączyli się do pociągu, który zaczął się od trzech
osób, a skończył na pięćdziesięciu. Byłem pewny, że nigdy nie zapomnę tej nocy.
Śmiałem się tak
mocno, że musiałem pójść do łazienki. Gdy wróciłem, Ryan siedział z twarzą,
jakby zemdlał.
— Jest bardzo
popieprzony. — Martin zaśmiał się, gdy usiadłem.
— Wcześniej też nie
był normalny. — Klepnąłem Ryana w tył głowy.
— Hey! Co jest z
tobą? — spytał Ryan gniewnie, unosząc głowę.
— Wychodzimy, bo
nie jesteście fajni. Zostań tutaj, a ja pójdę poszukać Chaza i Cassie —
rzuciłem, odchodząc. Jak do diabła mam zabrać jeszcze trzy osoby na motorze?
Muszę poprosić o pomoc Martina.
Poszedłem w stronę
baru, ale po nich ani śladu. Zbliżyłem się do ciemnego korytarza, prowadzące do
łazienki dla dziewczyn. I wtedy ich zauważyłem.
Musiałem podejść
bliżej, by się upewnić czy dobrze widzę. Mimo tego nie mogłem uwierzyć.
— Chaz? Cassie? Co
wy do cholery robicie?
Kiedy usłyszeli mój
głos, odskoczyli od siebie z czerwonymi ustami, dysząc. Chaz był bez koszulki,
a Cassie miała rozwalone włosy. Obściskiwali się tak gwałtownie, więc miałem wątpliwości
czy robiliby coś więcej czy nie.
— CHAZ? — krzyknęła
zaskoczona Cassie, widząc z kim się całowała.
— Tak, kochanie! —
odpowiedział idiota, dumnie uśmiechając się.
Wybuchli
niekontrolowanym śmiechem. Zastanawiałem się czy mieli pojęcie, co właśnie
zrobili. Byłem lekko zakłopotany, ale musiałem ich przekonać do wyjścia.
— Musimy iść.
Sytuacja odrobinę wymknęła się spod kontroli.
Chaz i Cassie
popatrzyli na mnie z pogardą, wydali kolejny zbyt głośny śmiech i powrócili do
obściskiwania się. Chaz rzucił biedną Cassie o ścianę. Nawet było mi jej trochę
żal.
— Chaz, możesz
zabić tą biedną rzecz przez coś takiego — wymamrotałem, ciągnąc Cassie za rękę.
Chaz podążał za
nami, protestując.
— PO PROSTU CHCĘ
UPRAWIAĆ SEKS — wykrzyknął.
Na moje nieszczęście
lub po prostu zbieg okoliczności, muzyka ucichła, gdy Chaz właśnie to mówił.
— Ja też! —
odpowiedział złowrogi i zniewieściały głoś znikąd.
Oczywiście te słowa
przyciągnęły uwagę każdego. Pamiętałem, że większość stanowili faceci lub
prawie wszyscy. Wywróciłem oczami, puszczając ramię Cassie. Chwyciłem Chaza i
oddaliłem się stąd najszybciej, jak tylko mogłem albo wydarzyłaby się
katastrofa. Pociągnąłem Ryana za koszulkę.
— Martin,
potrzebuję twojej pomocy, by zabrać ich do domu — powiedziałem ze złością.
— Chaz, nie dobrze,
huh! — Martin zaśmiał się, przyglądając się Cassie i Chazowi po raz kolejny
desperacko całujących się.
Gdybym wiedział, że
będę jedyną, którzy nie bawi się za dobrze, zjadłbym te cholerne ciasto.
Kiedy byliśmy
bliscy wyjścia, Martin zadzwonił po taksówkę. Wrzuciliśmy do niej trójkę
dziwaków. Z Cassie był problem, ale to zrobiłem pomimo jej obelg i protestów.
Martin zawołał swojego kolegę, by wziął motor Chaza. Wsiadłem na swojego
"Suzuki", a Martin na motor Ryana.
Kiedy zajechaliśmy przed
nasz dom, Martin zaparkował motor Ryana, jego kolega, Ambro, również. Zostało
tylko zaprowadzić trzech dziwaków do domu i odwieźć chłopaków, bo nie mieli
kasy na następną taksówkę.
Teraz już tylko
Chaz i Cassie nadal się śmiali. Przeszliśmy przez ogródek, gdy zorientowałem
się, że przecież nie mogę zaprowadzić ich do środka i zostawić w takim stanie.
Spostrzegłem basen i wiedziałem już, co zrobić.
— Ryan, chodź
tutaj! — poprosiłem; podszedł.
Wrzuciłem go do
wody pełen nadziei, że zimna woda przywróci jego trzeźwość umysłu. Chaz zaśmiał
się z tego, doskonale zdając sobie sprawę, że za niedługo przyjdzie kolej na
niego.
— Teraz ty,
Hermiston, chodź! — powiedziałem, dając znak ręką. Cassie rozszerzyła oczy i
cofnęła się.
— Nie wrzucisz mnie
do wody! Odejdź, Bieber!
Prychnąłem i
ruszyłem ku niej. Cassie zdawała się zrozumieć moje intencje i uciekła na druga
stronę basenu. I zaczął się pościg, jak w kotka i myszkę. Ona uciekała wokół
basenu, a ja za nią.
— NIE ZŁAPIESZ
MNIE, TY GEJU! — irytująco wykrzyknęła.
Jak taka mała
kreatura może być tak irytująca? Bieganie wokół tego basenu, był jak powrót do
dzieciństwa.
W końcu zmęczony,
oparłem dłonie na kolanach, wyczerpany.
— Dobrze,
cokolwiek, ale nie będę się tobą opiekować.
Tak jak się
spodziewałem, wzruszyła ramionami. Powoli zwróciłem się w stronę wejścia do
domu, udając, że poddaję się. Nie poruszała się, jedynie stała śmiejąc się z
Ryana, który wyglądał jak zmokły szczur.
Gdy byłem blisko
drzwi, zauważyłem, że Cassie była rozproszona. Stała do mnie tyłem. To była
moja szansa. Podbiegłem z siłą jaka mi została, rzuciłem się na nią, po czym
oboje wlecieliśmy do wody.
Wciąż ją
obejmowałem, gdy uderzyliśmy w dno basenu. Cassie otrząsnęła się, próbując
uwolnić się z mojego uścisku, ale to nie miało sensu. Nie pozwoliłbym jej
odejść bez wcześniejszego upewnienia się, że nie ma zamiaru mnie zaatakować.
Wynurzyliśmy się, gdy zaczynało brakować nam powietrza.
Ciężko
oddychaliśmy, zdyszani. Chaz powoli wyszedł z basenu, rozpryskując naokoło
wodę.
— TO JEST WIELKI
BASEN RADOŚCI! — krzyknął trochę za głośno.
Cassie rozluźniła
się w moich ramionach, ziewając i ciężko oddychając. Musi być wykończona
szaloną nocą. Postanowiłem ją puścić. Teraz muszę zaprowadzić ich do środka.
— Ludzie, chodźmy
do środka — powiedziałem do nich.
— HAHAHA! — Nagle
Cassie wybuchła śmiechem, rzucając się do basenu. — Życzę wam powodzenia w
złapaniu.
…
…
Boże, proszę pomóż.
__________
No to ten :D Hahaha :D Co za numer z Cassie i Chazem! Niezłe jaja, nie ma co :D Jak myślicie, dobrze, że Ryan myśli, że Cassie zadurzyła się w Martinie? Fakt, widziała go po raz pierwszy w życiu, ale najwidoczniej temu to nie przeszkadza. Może pomyślał, że to miłość od pierwszego wejrzenia? Być może.
Mam dla Was dobrą i złą nowinę. Może zacznę od tej drugiej, a później troszkę osłodzę. No to tak: kolejny rozdział powinien pojawić się na dniach (lecz nie jestem tego pewna, zostało mi jeszcze trochę do przetłumaczenia), a 13 niestety nie pojawi się tak szybko. Od przyszłego czwartku, tj. od 23.05 zaczyna mi się sesja. Niestety, wszystko muszę pozdawać w pierwszym terminie, bo drugi przypada na wrzesień, a wtedy mam praktyki. A dobra wiadomość jest taka, że w przyszłym rozdziale będzie się działo coś ostrego.
nowy = 15 komentarzy
hahahah ... Świetny rozdiał kocham już nie moge sie doczekać następnego :D
OdpowiedzUsuńomg kocham to opowiadanie :3
OdpowiedzUsuńsuper, super, super !!! :) już nie mogę się doczekać <3
OdpowiedzUsuńzapraszam: www.ryzykujac-zycie.blog.pl
Hahaha ona wymiata,poważnie :D
OdpowiedzUsuńczekam na nn
xx
świetnie tłumaczysz
OdpowiedzUsuńOmg ... świetny rozdział.... kocham to opowiadanie poprostu... juz nie moge sie doczekac nastepnego ;D
OdpowiedzUsuńŚwietny .... Hahaha najlepsza akcja jak Justin przylapał Cassie haha .świetnie tlumaczysz
OdpowiedzUsuńświetnie tłumaczysz! nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu :( caly czas wchodze i licze na to, ze sie pojwil XD
OdpowiedzUsuńW końcu znalazłam bloga z tłumaczeniem tego opowiadania ♥
OdpowiedzUsuńJest świetny i dobrze tłumaczysz, nawet bardzo ;)
[chance-purpose.blogspot.com]
czekam na nastepny ... kocham
OdpowiedzUsuńSgavagwvsaf, z niecierpliwoscią czekam na następny. Jedno z najlepszych tłumaczeń!
OdpowiedzUsuńSwietne kocham
OdpowiedzUsuńSuper tlumaczenie! Czekam z niecierpliwoscia <3 !
OdpowiedzUsuńKOCHAM TO OPOWIADANIE I KOCHAM CIEBIE
OdpowiedzUsuńDodaj juz nastepny:(
OdpowiedzUsuńCassie jest najlepsza <3
OdpowiedzUsuńBardziej się naćpałam śmiechem z tego rozdziału , niż oni tymi ciastkami 😂
OdpowiedzUsuń