"I love you You love me, We're a happy
family.
With a great big hug and a kiss from me to you. Won't you say you love me too"
With a great big hug and a kiss from me to you. Won't you say you love me too"
Cassie P.O.V
— Uuuugh. — Justin trzymał się za brzuch i krzywił
się z bólu… Nie pytajcie ile razy.
— Nie wiem, co się dzieje. Był taki przez cały dzień
— poinformowałam Ryana, który sprawdzał Justina. Przygryzałam paznokcie z
nerwów. Czyżby cały wysiłek w oczyszczenie organizmu Justina i zapobieganie
przedawnieniu, było na nic?
— Spokojnie… To jest najbardziej bolesny moment, bo
narkotyk uchodzi z ciała. Prawdopodobnie będzie taki do jutra — powiedział
Ryan, sprawdzając puls Justina.
— Więc co mamy robić? — spytałam, czując
natychmiastową ulgę.
— Jest dobrze, poradzi sobie z tym, tzn. w końcu
będzie w stanie wstać i kontynuować swoją codzienną rutynę. Jedyną rzecz jaką
możemy zrobić, to upuszczać narkotyk. — Ryan podszedł do szuflady, z której
wyciągnął białą okrągłą puszkę. — Jedynym problemem jest to, że on zachowuje
się odrobinę… dziwnie.
— Boli go, czego się spodziewałeś. — Zachichotałam.
Wzięłam od niego puszkę i otworzyłam ją. — Ile powinien brać pigułek?
— Dwie. Co siedem godzin, zanim ból nie minie i… —
Nie dokończył, bo zadzwonił do niego Chaz. — Argh… Sprawdzę, co chce, a ty go
obserwuj.
Tylko skinęłam głową.
— Okay… Zobaczmy — mruknęłam, biorąc dwie tabletki i
butelkę wody. — Justin.
Popatrzył na mnie i zmarszczył brwi. Wyraz jego
bólu. Było mi przykro… NIE!! Kogo tym nabiorę. Mam nadzieje, że cholernie
cierpi. Zasługuje na to, po tym, jak mnie porwali.
— Co? — Splunął w złym humorze.
— Uhuu… Ktoś tu wstał lewą nogą, eh? — zażartowałam,
a Justin posłał mi zabójcze spojrzenie. Jestem pewna, że gdybym nie trzymała
tego, co uśmierzy jego ból, zabiłby mnie. — Haha! Ok… Usiądź prosto… I weź to.
Podałam mu pigułki i butelkę wody. Justin szybko
włożył je do ust i popił sporą dawką wody. Westchnął i skrzywił się z bólu.
Zamknął oczy, starając się kontrolować ból brzucha.
— Cóż… Opakowanie mówi, że zacznie działać po
dwudziestu minutach. — Posłałam mu uśmiech. Justin jęknął i nie byłam pewna czy
z bólu, czy z tego co powiedziałam; może z tego i tego. Usiadłam na krześle
obok łóżka.
Obserwowałam Justina rechoty, narzekania, jęki i
westchnienia, zanim lek nie zaczął działać. Po tym zamilkł. Justin rozejrzał
się jak małe dziecko z wyrazem
podziwu. Miał rozbawiony
uśmiech.
— Co? — spytałam; cała sytuacja była z lekka dziwna.
Justin spojrzał na mnie, jakby zobaczył mnie po raz pierwszy.
— Jesteś cudowna. — Spojrzałam na niego, marszcząc
brwi. Czego chce ten chłopak? Ciągnęłam dalej.
— Wiem, że jestem — powiedziałam.
— I ja jestem cudowny. — Wskazał na siebie z
wyrazem, jakby to zrozumiał.
— Ahn… Może? — Zmarszczyłam brwi.
— Wiesz co robi dwójka cudownych ludzi, prawda? —
Miałam uczucie, jakby wpatrywał się w moją duszę, ale pamiętałam, że był pod
wpływem narkotyków. Potrząsnęłam głową, próbując uwolnić się spod jego hipnozy.
— Nie. Co robi dwójka cudownych ludzi? — Uśmiechnęłam
się lekko. Justin pociągnął za gumkę swoich koszykarskich spodni, spojrzał do
środka i zaśmiał się lekko. Spojrzał na mnie, odrywając dłonie od spodni; jego
oczy lśniły. Wskazał na środek swoich spodni.
— To robią. — Wciąż wskazywał to, co wskazywał. Musiałam
powstrzymać się przed uderzeniem go, pamiętając, że nie jest w normalnym
stanie.
— Wooow… Nawet
odurzony
jesteś
zboczeńcem
— mruknęłam bardziej do siebie.
—
HAHAHAHA! — Zaczął śmiać się głośno, jakbym powiedziała najzabawniejszy żart.
Nagle przestał i spojrzał w moje oczy, jakby patrząc w moją duszę… Znowu.
Przysunął się do mnie, powoli się zbliżając i zbliżając, póki nie był kilka
centymetrów od mojej twarzy. Poczułam jego oddech. Chciałam coś powiedzieć, ale
nie mogłam, bo Justin westchnął.
—
Wiesz, wolę ciemniejsze oczy i włosy, ale ty serio masz niesamowicie niebieskie
oczy — pochwalił, patrząc prosto w moje oczy. Mimo, że czułam do niego wieczną
nienawiść, a Justin pocałowałby mnie, nie przerwałabym tego. Wiecie co mówią,
słowa pijanego mężczyzny, są jego trzeźwymi myślami. I nie tak dawno prawił mi
komplementy.
Zbliżył
się jeszcze bardzie. Byłam pewna w stu dziecięciu procentach, że mnie pocałuje.
Byłam przygotowana zamknąć oczy, gdy para rąk klasnęła przed moim nosem, co
spowodowało, że odskoczyłam od chłopaka. Złapałam się za serce i posłałam
Justinowi zabójcze spojrzenie, a on po prostu się śmiał.
—
HAHAHA, zamrugałaś! — Wyrzucił ręce do tyłu i śmiał się jeszcze bardziej.
—
Oczywiście, że zamrugałam, klasnąłeś przed moją twarzą… idioto. — Zaśmiał się
jeszcze bardziej. — To wszystko.
Skoczyłam
na Justina, atakując go. Hey, mam mocne nerwy, możecie mnie pozwać. Chwyciłam
go za ramiona i szyję. Nie zrozumcie mnie źle. Nie chciałam go zabić czy
powiesić. Nie dusiłam go. Tylko go złapałam i kołysałam bez zatrzymania.
—
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAH!
— Justin krzyknął. — NIECH KTOŚ JĄ ZABIERZE. ONA PRÓBUJE MNIE ZGWAŁCIĆ.
Nieszczęśliwie dla
Justina nikt nie przyszedł mu pomóc.
— Trzeba było
pomyśleć o tym przed porwaniem mnie. — Będę nim potrząsać póki nie umrze.
— To nie jest
porwanie! Wolę określenie przyjęcie niespodzianka. — Dusił się; jęknęłam,
schodząc z niego i łóżka. Zebrałam włosy, które opadły na moje oczy.
— Szalona nygga —
Justin wymamrotał pod nosem.
Obróciłam się, by
spojrzeć na niego. Zrobiłam krok w jego stronę, a Justin natychmiast trochę się
cofnął.
— Oooh, pokaże ci
szaloną nygga. — Uspokój się, Cassie. Uspokój. Jest pod wpływem narkotyku. Ale
Justin najwyraźniej postanowił zignorować moje ostrzeżenie.
— Chcesz usłyszeć
żart? — Uśmiechnął się pełen nadziei.
— Nie, dzięki.
Właśnie się patrzę na jeden. — Tak, zabrzmiałam jak suka, zwłaszcza do
człowieka pod wpływem, ale to nie była moja wina. Chyba mam te przypadkowe
nastroje, kiedy chcę kogoś zabić bez wyraźnego powodu.
— A…ale… — Wydął
wagi, a jego oczy napełniły się łzami. Od razu poczułam się źle, będą podłą.
Głośno westchnęłam.
— Okay… Powiedz mi
ten żart. — Usiadłam na krześle obok jego łóżka. Wpatrywał się w ścianę,
milcząc. — Nie chcesz?
— Zapomniałem. —
Ponownie spojrzał na mnie. — Serio, powinniśmy się całować.
— Chyba w twoich
snach. — Przymrużyłam oczy.
— Powiedziałaś tak,
bo boisz się, że pomyślę, że jesteś do dupy w łóżku. — Uśmiechnął się. Lekko
otworzyłam usta na jego słowa. Jest szczęściarzem, że jestem bardzo miłą osobą.
— Tak, oczywiście.
Tak samo jak ty jesteś dobry. — Wywróciłam oczami, krzywiąc się.
— W łóżku jestem
wspaniały… Mogę spać całymi dniami. — Przegryzłam wargi, starając się nie
śmiać.
— W
tym przypadku, jestem tak dobra w
łóżku, że chciałabym wygrać
nagrodę. Naprawdę powinieneś już spać. Jest prawie… — Sprawdziłam
godzinę na zegarku wiszącym na ścianie; uniosłam z tego powodu brwi. —
dziesiąta…
— Nie, nie, nie, nie!
Nie możesz mi kazać iść spać. Nie samemu. — Justin chwycił moje dłonie.
— Czemu nie? —
spytałam, lekko zirytowana.
— Ponieważ… —
Wyraźnie prowadził ze sobą walkę czy ma coś powiedzieć, czy nie. — Boję się
zzhzhz zhzhzhz…
— Co? —
wykrzyknęłam.
— Boję się
hzhzzhahzzhzhhz. — Dlaczego szepcze koniec zdania?
— Co? —
powtórzyłam, posyłając mu wyraz twarzy, jakby zwariował.
— BOJĘ SIĘ
CIEMNOŚCI, OK? — krzyknął i oboje obróciliśmy się w stronę drzwi, skąd
dochodził śmiech. Stali tam Ryan, Chaz i Raul. Śmiali się tak bardzo, ledwo
mogąc stać. Usta złączyłam w cienką linię, próbując pohamować śmiech z faktu,
że chłopcy postanowili się pojawić, gdy Justin wykrzyknął ostatnie zdanie.
— CO ZA CIPA! —
Zaśmiał się Raul, opierając dłonie na kolanach.
— Hey, Justin, jeśli
chcesz, to mogę pożyczyć od mojego dwuletniego kuzyna poduszkę żyrafę, kiedy
będą gasnąć światła — wykrzyknął Chaz,
po czym wszyscy śmiali się jeszcze bardziej.
— Nie, żyrafa to
zbyt wiele. Dla niego to jednorożec. — Ryan płakał. To wszystko. Pozwoliłam
delikatnemu uśmiechowi wkraść się na moje usta. Spojrzałam na Justina, którego
oczy były zaszklone. O mój Boże.
— Justin… Czy ty
płaczesz? — spytałam, powstrzymując śmiech. Jego oczy jeszcze bardziej
wypełniły się łzami.
— Jesteście tacy
podli. — Po tym schował się pod kołdrą. Wszyscy śmiali się jeszcze bardziej.
— Okay chłopcy…
Dziękujemy za to, a teraz muszę to naprawić — mruknęłam, zamykając im przed
nosem drzwi. — Poszli sobie.
Justin wyglądnął
zza kołdry, a gdy zobaczył, że jest czysto, usiadł z powrotem.
— Będziesz spać
tutaj ze mną? — spytał, lekko wydymając wargi.
— Nie, nie będę. —
Skrzyżowałam ramiona, po czym zauważyłam, że Justin chce płakać. — Arrgh! Okay,
ale tutaj nie ma żadnej sofy.
Uśmiechnął się, i
to bardzo.
— Kto powiedział,
że będziesz spać na sofie? — Zmarszczyłam brwi. Rozejrzałam się dookoła,
szukając miejsca nadającego się do spania…
— Cóż, nie będę
spać na podłodze. — Wyrzuciłam dłonie w powietrze.
— Nie będziesz tam
spać — powiedział. Wstał, odsunął kołdrę, pomacał i pogładził lewą stronę
łóżka.
— Haha. — Zaśmiałam
się fałszywie. — Za nic w świecie nie będę spać z tobą w tym samym łóżku.
— Co? Ale… Czego
oczekiwałaś po zaproszeniu spania razem?
— Tego nie
oczekiwałam. — Gestykulując, wskazywałam jego i łóżko.
— Ale musisz, musisz,
musisz. — Jego oczy ukazywały lekki strach, co było zabawne.
— DOBRZE! Jednak
jeśli coś spróbujesz… — Wskazałam na niego, dając nacisk na ostatnie zdanie.
— Nie martw się.
Nie zrobię nic, czego byś nie chciała. — Puścił mi oczko. Zauważyłam, że jest flirtującym,
pijanym facetem. Wywróciłam oczami; coś, co zawsze robiłam, gdy przebywałam z
Justinem.
— Dobrze. Jestem
trochę zmęczona, więc… — Z podłogi podniosłam kołdrę i niezręcznie położyłam
się na łóżku.
Wtedy to razem z
Justinem, siedząc obok siebie, dziwnie wpatrywaliśmy się w ścianę przed nami.
— Więc ahn… —
mruknęłam; człowieku, to jest dziwne. — Zamierzam zgasić… światło.
Kiedy zgasiłam
światło, poczułam, jak Justin napiął się. On się serio boi ciemności? Wyrzucę
mu to w twarz, gdy będzie trzeźwy.
Położyłam głowę na
poduszce i głośno westchnęłam. Jakim cudem jego łóżko jest wygodniejsze od
mojego? Justin nadal siedział, ale nie minęła minuta, jak położył się obok
mnie.
— Cassie —
wyszeptał do mojego ucha. Obróciłam głowę w bok, by móc spojrzeć na niego.
— Tak? — spytałam,
śpiąca.
— Myślę, że
zauważyłem, jak coś poruszyło się w rogu łóżka — cicho wyszeptał.
— Nic się nie poruszyło.
Idź spać — pocieszyłam go.
— Jestem pewien, że
widziałem B… — urwał.
— Jesteś pewien, że
co widziałeś? — spytałam, obracając się w jego stronę.
— F… Fioletowego
dinozaura — powiedział nisko; lekko zachichotałam.
— Fioletowego
dinozaura? — Powtórzyłam drwiącym tonem. — Zobaczyłeś Barney’a?
— Tak, jestem tego
pewien. Nawiedzał moje sny, gdy byłem mały, dlatego go nie oglądałem. —
Zaśmiałam się. Poczułam się z tego powodu źle, ale nie mogłam się powstrzymać.
— Więc Barney cie
teraz nawiedził?
— Cały czas.
Dlaczego myślisz, że nie lubię dinozaurów? — Śmiałam się jeszcze bardziej.
— Mój Boże. —
Otworzyłam ramiona, oferując uścisk. — Wszystko w porządku. Jestem tutaj, by
cie chronić, ok?
— Naprawdę? — Jego
głos pełen był emocji. Nawet w ciemności zauważyłam, że jego oczy lśniły.
— Tak! — Poczułam,
jak jego ręce mnie oplotły. Wstrzymałam oddech, bo nie spodziewałam się, że
mnie przytuli. Myślę, że serio boi się Barney’a. Zbliżył się; opierałam się o
jego szyję, a on oddechem rozdmuchiwał moją grzywkę.
O mój Boże. Nie
oddychaj. Nie ruszaj się. Nie przytuliłby cie, gdyby nie był pod wpływem
narkotyków. Nie chciałby, a ty to wiesz. Więc wyrzuć te myśli z głowy. Poza
tym, czujesz brak zainteresowania przeciwnej płci, czyli to, co Justin właśnie
teraz z tobą robi. Nie możesz mu pozwolić wpłynąć na ciebie w taki sposób. I
dokładnie to zrobiłam.
Mimo to, ucięłam te
myśli. Miło było być w jego ramionach, tak myślę. Było naprawdę ciepło, a jego
pokój był rzeczywiście zimny. Pozwoliłam swojej dłoni wędrować po jego włosach,
by w taki sposób go uspokoić.
— Widzisz… Nic
tutaj nie ma, mówiłam ci, że B… — Jednak nie miałam okazji dokończyć, bo
usłyszeliśmy donośny hałas z kuchni. Sprawiło to, że odskoczyliśmy z Justinem
od siebie, a nasze serca zabiły szybciej.
— BARNEY! NIE,
BARNEY! ZOSTAW MNIE! — Zaczął krzyczeć Justin, po czym schował się pod kołdrą.
— Justin! JUSTIN! To nie był Barney. To musiał być jeden
z chłopaków. Arrgh, jesteś taki irytujący, gdy jesteś naćpany. — Odrzuciłam
kołdrę, wstałam, po czym poprawiłam piżamę.
— Dokąd idziesz? —
spytał, a jego ochrypły głos drżał.
— MY idziemy do
kuchni sprawdzić czy wszystko ok.
— ZA NIC W ŚWIECIE!
Barney zje nasz wszystkich. — Płakał.
— Justin! Zapomnij
o tym. Barney to mężczyzna, który nosi kostium. On nie istnieje. — Zbliżyłam
się do niego i chwyciłam za nadgarstki, wyciągając z łóżka. — A teraz idziemy.
— Ale Cassieeeeeeeeee.
— Przestań
marudzić. Chyba nie chcesz wypaść na ciotę przed Barney’em, prawda? — Justin
otworzył usta, a ja zaśmiałam się do siebie.
W domu było ciemno,
byłam lekko przerażona, ale nie przyznałabym się do tego. Kiedy doszliśmy do
kuchni, włączyłam światła. Była pusta.
— Widzisz? Nic nie
ma. Nie ma Barney’a — rzuciłam z uśmiechem. Spojrzał na mnie, zrozpaczony.
Byłam szczęśliwa móc nie widzieć go bladego, a widzieć z zaróżowionymi
policzkami, czerwonego na twarzy, tak jak być powinno. Jego pełne usta znowu
były różowe, wyglądał zdrowo i wspaniale. Argghh, wyrzuć te myśli, Cassie. On
cie porwał.
— Ok, wracajmy do
łóżka — powiedziałam, obracając się, by opuścić kuchnię.
— Kocham cie, a ty
mnie, jak rodzinnie… — Bardzo cichy głos śpiewał za nami. Spojrzałam na
Justina, ale to nie on. Rozejrzałam się.
— Co do diabła? —
mruknęłam, gdy głos śpiewał piosenkę Barney’a.
— AAAAAAAAAAAAAAAH!
To ON! TO ON! OH NIE. NIE, NIE! — krzyczał Justin, chowając się za mnie. Mocno
chwycił moje ramiona, używając mnie jako tarczy. Awn, dzięki Justin, cieszę
się, że gdy pojawią się zombie, użyjesz mnie dla swojego bezpieczeństwa.
— Co tu się do
diabła dzieje? — wykrzyknęłam, widząc wyłaniającą się z ciemności postać.
— BOO! — krzyknęła
postać.
— NO! AAAAAAAAH! —
krzyknął Justin i uciekł do swojego pokoju.
— RYAN! — Uderzyłam
go w ramię, gdy na jego buzi widniał wielki uśmiech. — To było podłe, straszyć
naćpanego kolesia, kiedy to nie jest w perfekcyjnej normie.
— HAHA! Już nam to
zrobił, więc to jest karma — powiedział Chaz, stojący za Ryanem; przyjaźnie
poklepał go po głowie.
— Mam nadzieję, że
będziecie się bawić w piekle. — Chciałam odejść do pokoju Justina, ale
zatrzymała mnie jedna rzecz, więc obróciłam się z powrotem. — Czekajcie. Skąd
wiecie, że boi się Barney’a? — spytałam, zdezorientowana.
— Pijany Justin
działa tak samo. Kiedyś zdradził nam ten mały sekret. — Ryan zaśmiał się, a ja
z nim.
— Jesteście tacy
podli. — Nie mogłam powstrzymać się przed uśmiechem. Był to pierwszy prawdziwy
uśmiech odkąd tu jestem.
__________
Dzisiaj są moje urodziny, więc dodaję rozdział, chociaż pod ostatnim postem nie było 5 komentarzy. Następnego rozdziału nie dodam jeśli pod tym postem nie będzie 5 komentarzy. Po prostu chcę wiedzieć czy jest sens tłumaczyć (może nie tłumaczyć, a publikować).
kocham ten blog i twoje tłumaczenie :)
OdpowiedzUsuńproszę nie przestawaj tłumaczyć. proszę!
hahaha boi się fioletowego dinozaura lol :D
OdpowiedzUsuńkocham to opowiadanie :) x
Yaay ! Naprawdę niezła robota z tłumaczeniem :3 Dopiero dzisiaj trafiłam na twojego bloga a raczej tłumaczenia xd ale jest mega <3 wiesz jak wspaniałą osóbką jesteś i jak Cię kochamy prawda ? :3 także proooooszę tłumacz dalej ;*
OdpowiedzUsuńHahahaha Justin boi sie barney'a haha ... Swietne tlumaczenie .... Prosze cie nie przestawaj rlumaczyc bo swietnie ci to wychodzi
OdpowiedzUsuńHahah. Rozdział świetny jak zawsze. Nie podejrzewałam, że Justin może się bać Barney'a. Haha.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego! (spóźnione, ale są :D)
Zapamiętaj sobie jedną i ważną rzecz!
Jeżeli kochasz to co robisz to rób to. Wiem, że komentarze motywują, ale niektórzy ludzie są zbyt leniwi, żeby to zrobić.
Mam nadzieję, że się nie poddasz.
Pozdrawiam xx
Dziękuję za życzenia! <3 Oczywiście nie przestanę tłumaczyć, bo zawsze gdy to robię na gębie mam uśmiech, a czasami muszę przestawać tłumaczyć, bo nie wytrzymuję ze śmiechu ;)
UsuńNiesamowicie sie usmialam z Justina w tym rozdziale :-) dziekuje ze tlumaczysz <3
OdpowiedzUsuńgdy czytałam to nie mogłam wyrobić z beki
OdpowiedzUsuńJustin boi się Barney'a hahahaha :D
OdpowiedzUsuń