30 kwietnia 2013

6. I Lost my Mind



"In the clearing stands a boxer, And he carries thereminders, In his anger and his shame. But the fighter stillremains."



Cassie POV

— Cassie. — Ktoś wyszeptał do mojego ucha.
— Nie — skomlałam. Poczułam, jak łzy wezbrały w moich oczach. Na litość boską jest sobota! Pozwólcie mi spać. — Nie, nie, nie… Nie znowu. — Ukryłam twarz w poduszce.
— Nie zmuszaj mnie, bym przyniósł wiadro — ostrzegł głos. Obróciłam się do niego, patrząc w twarz Justina na wpół otwartymi oczyma.
— Nie odważysz się — wymamrotałam.
— Zrobiłem to raz, zrobię i drugi. Nie ma problemu, by zrobić to ponownie — jęknęłam ja to, co powiedział. Straciłam czas, wstając na jego piątkowe zajęcia. W nagrodę Justin przyniósł wiadro. Z moim imieniem. Nie żartuję.
— Dlaczego budzisz mnie o… — Spojrzałam na wiszący na ścianie zegar, po czym jęknęłam. — Dziesiątej rano. Dlaczego do diabła budzisz mnie tak wcześnie?
— Idziemy do siłowni. — Wzruszył ramionami.
— Dziękuję, ale pasuję. — Schowałam twarz w poduszkę.  
— To ważne, by być w formie, Cassie. Nabierzesz siły, mięśni, pozbędziesz się tłuszczyku… A dzisiaj mamy walki.
— Dlaczego tak wcześnie? — Ponownie jęknęłam.
— Zazwyczaj chodzimy o szóstej wieczorem, ale dzisiaj mamy… pewną sprawę do załatwienia, dlatego idziemy szybciej.
— Sprawę? — Uniosłam brwi w dwuznaczny sposób.
— Okay, idziemy na imprezę. Kim ty jesteś? Gliną? — Wywróciłam oczami.
— Więc dlaczego muszę iść? — Nigdy nie byłam pracującą dziewczyną. Taa… Trenowałam jiu jitsu, tylko dlatego, że moi kumple byli zmuszeni używać siły i mnie nosić.
— Cassie… To robota, gdzie musimy uciekać, walczyć z wielkimi kolesiami, nosić ciężkie rzeczy… Uczyć się, jak przetrwać.
— Ale ja nie chcę tej roboty. Nigdy nie chciałam. To coś, czym nie jestem zainteresowana. — Wyrzuciłam ręce do góry w dramatyczny sposób.
— Uważaj, nie chcesz, by powtórzyło się to, co było ostatnim razem — powiedział to cicho, by mnie nie zaalarmować; trzymał mnie za nadgarstki.
— To nie fair. To nie moja wina — rzuciłam w obronie. Justin patrzył na mnie, jakbym miała psychologiczne problemy.
— Wyrzuciłaś krzesła, przewracałaś stoły, stłukłaś dwa lustra w sali lekcyjnej, uderzyłaś Paula w twarz — wymienił.
— To wciąż nie moja wina — powtórzyłam; Justin lekko mrugnął.
— Jak do diabła to nie twoja wina?
— Ponieważ… — I nagle wróciły wspomnienia.

"— C-c-co? — wyjąkałam.
— Co co? — Paul zapytał, zmieszany.
— Co właśnie powiedziałeś? — spytałam, wstając.
— O czym? — Wyglądał na zdezorientowanego.
— Sekundę temu.
— Oh! Większość "gangsterów" zaangażowana jest z gangami i przestępczością zorganizowaną, są bezwzględnymi mordercami, którzy zabijają, kradną, wymuszają i manipulują dla korzyści finansowych, a także by zwiększyć siłę i wpływy? — Spojrzał na mnie. Wtedy zdałam sobie sprawę kim są i dlaczego chcą bym "dołączyła" do tego czegoś.
Zwariowałam.
— W ŻADNYM WYPADKU TEGO NIE ZROBIĘ. — Wstałam razem ze stołem, który po chwili spadł, robiąc głośny hałas.
— Okay… okay… — Paul stał z podniesionymi dłońmi. Oczywiście był przestraszony moim nastawieniem. — Możemy o tym porozmawiać.
— PIEPRZ SIĘ! — krzyknęłam na niego, kopiąc stół, by go uderzył. — Nie MAM zamiaru zabijać, kraść, wymuszać i "manipulować dla korzyści finansowych". NIE DOŁĄCZĘ DO TEGO GÓWNA. Jesteście CHORZY na głowę. Nie dołączę do tego.
Kiedy chwyciłam za krzesło Justin doskoczył do mnie; prawdopodobnie usłyszał hałas. Rzuciłam w niego krzesłem, mając nadzieję, że to go cholernie zrani. Na nieszczęście drań się odwrócił. Krzesło uderzyło w lustro, roztrzaskując je na kawałeczki. Jego oczy się rozszerzyły.
— Co się tutaj do cholery dzieje?! — krzyknął na mnie i Paula.
— Nie wiem, koleś. Oszalała. — Paul uciekł ode mnie i stanął za Justinem. Co za cipa.
— Cassie… Co się dzieje? — spytał Justin. Uniósł ręce do góry, by przestraszyć mnie jeszcze bardziej.
— Spodziewacie się, że będę "zabijać"? — Zrobiłam cudzysłów w powietrzu. — Kraść i robić bomby? — Nie mogłam tego robić. Nie chciałam. I jesteście szaleni, myśląc, że mogłabym.
— Koleś, co jej powiedziałeś? — Justin odwrócił się do Paula, wskazując na mnie.
— Nic. Tylko wytłumaczyłem, jak działa biznes i wtedy ona zwariowała. — Miałam ochotę zdzielić tą ciotę.
— Cassie, uspokój się… Wiesz, jak to działa i nigdy wcześniej nie wariowałaś… Dlaczego teraz? — Zmarszczyłam brwi.
— Spójrz! Ta praca wykonywana jest z zimną krwią. Jestem bardzo spokojnym człowiekiem. Nie poradzę sobie z przemocą! — krzyknęłam, wskazując na siebie. Justin mrugnął, następnie rozejrzał się dookoła na bałagan jaki spowodowałam.
— Bardzo spokojną, tak?! — Zaśmiał się sarkastycznie.
— Nie poradzisz sobie z przemocą?! — Paul użył takiego samego tonu co Justin.
— Pieprz się. — Najpierw wskazałam na Paula, a następnie na Justina. — Ty też.
— Uuuuuuuh! Laska się wkurzyła. — Zaśmiał się Paul. I wtedy… moja pięść spotkała się z jego twarzą."

Jestem więcej niż pewna, że przez moje zachowanie nie dostałam prawdziwej broni na zajęciach ze strzelania. Musieliśmy używać plastikowych pistoletów, które wystrzelały plastikowe kulki na odległość metra. Justin przysiągł, że to nie dlatego. Powiedział, że najpierw muszę zapoznać się ze spluwami. Przyzwyczaiłam się do tej myśli i zakazałam sobie samo okaleczania się. Wiem, że oni po prostu boją się, że chwycę za broń i ich powystrzelam, a następnie ucieknę z całą ich kasą.
Przysięgam, ci goście czasami za bardzo dramatyzują…
— Ponieważ… — powtórzyłam — Oczekujecie bym robiła straszne rzeczy, a ja nie jestem w stanie ich robić.
— To nie jest tak, że będziesz robić rzeczy, które wcześniej nie były robione — powiedział Justin; westchnęłam gniewnie.
— Kiedy idziecie? — spytałam; Justin spojrzał na mnie zdezorientowany.
— Gdzie? — Westchnęłam sfrustrowana.
— Do domu mojego dziadka… Myślisz, że gdzie? Na siłownie, głąbie. — Spojrzałam na niego, jakby to było oczywiste. Justin wywrócił oczami.
— Za dużo mówisz. Powinnaś siedzieć cicho. Właśnie idziemy, przebierz się. — Wstał, po czym opuścił pokój, więc mogłam zmienić ubranie. Westchnęłam i podeszłam do szafki, z której wyciągnęłam krótkie dresowe spodenki i bokserkę. Oczekują ode mnie, że na siłownię pójdę w nieodpowiednich ubraniach?
Gdy byłam już gotowa, nie wiedziałam, co mam robić. Jeśli wyjdę z pokoju, Justin prawdopodobnie mnie zabije. Dosłownie. Zapukałam w drzwi raz, drugi, a kiedy miałam zamiar zapukać trzeci raz, drzwi nagle się otworzyły. Mój nos je napotkał.
OOOOUCH! Byłam za drzwiami, dupku! — krzyknęłam na Justina.
— Jesteś gotowa? — spytał, kompletnie mnie ignorując; skinęłam głową. — Świetnie. Obróć się.
Zrobiłam to i poczułam na oczach delikatny materiał. Zaczynałam mieć dość zawiązywanych oczu.
— Okay, a teraz wskocz mi na plecy — poradził. Odszukałam je i wskoczyłam na nie. — Następnym razem zrób to delikatniej, ok?
— Cienias z ciebie — skomentowałam. Nawet mając zawiązane oczy, poczułam, że Justin zaczyna się denerwować. 

(...)

— Hey, co z nią? — Usłyszałam Ryana.
— Jest zła, bo jest jedyną, która musi mieć zawiązane oczy — odpowiedział Justin. Chciałam go uderzyć. Powstrzymałam się.
— Cóż, jesteśmy prawie na miejscu, więc myślę, że możesz jej ściągnąć chustkę. — Miałam ochotę uściskać Ryana i pogłaskać go po głowie. Prawdopodobnie wyglądałoby to trochę dziwnie, więc nic nie zrobiłam.
— Obróć się, Cassie. — Zrobiłam, co powiedział. Poczułam ręce Justina, które ściągnęły chustkę; poczułam się wolna. Jak to dobrze móc znowu widzieć. Odkryłam, że siedzę na tylnym siedzeniu mini vana z Justinem i Ryanem i resztą grupy naprzodzie.
Paul wciąż miał podbite oko. Wiedziałam, że posyła mi milczące groźby. Wywróciłam oczami. W każdym bądź razie nigdy nie byliśmy dobrymi znajomymi.
— Caham… — Justin fałszywie kaszlnął. Obróciłam się w jego stronę, zdezorientowana.
— Co? — spytałam.
— Miło by było, gdybyś podziękowała — wymamrotał. Posłałam mu delikatny uśmiech i obróciłam głowę ku Ryanowi. — Nieważne. — Justin wywrócił oczami.
 Szybko dojechaliśmy na siłownię. Poczułam się trochę nienaturalnie, widząc samych mężczyzn. Nie, spokojnie od nowa. OGROMNYCH gości z tatuażami na rękach, fajkami w ustach i, przysięgam, co ma znaczenie, o wiele ciężsi ode mnie. Ta siłownia POWSTAŁA dla gangsterów czy jak?
— Justin? — Usłyszał strach w moim głosie, bo odpowiedział dokładnie na to, o czym myślałam.
— Tak… Dziewięćdziesiąt procent z nich to bardzo silni gangsterzy, którzy wiedzą, jak walczyć. Nie zadzieraj z nimi, wtedy nic ci nie będą robić. Aczkolwiek, to taki typ gangsterów, do których powinniśmy być podobni. Więc zawsze jesteśmy bardzo przyjaźni, nie ważne co powiedzą… Załapałaś? Nie chcemy żadnego z nich za wroga. — Justin wyglądał poważnie. Popatrzyłam z powrotem na siłownie i skinęłam głową. — Dobrze.
Ja, Justin, Ryan, Paul i Raul (blondyn) weszliśmy do środka. Wszyscy przestali robić, co aktualnie robili, i spojrzeli na nas. Albo lepiej – na mnie. Byłam tutaj jedyną dziewczyną. Mój Boże! Zgwałcą mnie.
— Pamiętaj, co ci powiedziałem. Nie oddalaj się od nas — wyszeptał Justin; uświadomił mi wtedy, że wszyscy patrzą na mnie. Skinęłam głową, przełykając ślinę.
Podążając za moim "gangiem", starałam się iść jak najbliżej ich, praktycznie przyklejona do pleców Justina. Był tym lekko zirytowany, ale nic nie powiedział.
— Hey, Justin — wyszeptałam.
— Co? — Splunął; poczułam się lekko urażona jego postawą.
— Dokąd idziemy?
— Na sztuki walki. — Po tych słowach kontynuował marsz. Zaczynałam mieć dość. Sztuki walki zawierają w sobie jiu jitsu, a także inne style, których nie znam.
Po przybyciu na ring nie zastaliśmy tam nikogo, prócz wielkiego, umięśnionego kolesia, który miał na sobie tylko spodnie i czerwone rękawice.
— Hey, koleś. — Justin podszedł do niego i potrząsnął jego dłonią w sposób, w jaki robią to tylko faceci.
— Co tam? — spytał wielki facet pozostałych z grupy. Następnie spojrzał na mnie. — Co to za laska?
— Ona jest… Ahn… moją dziewczyną. — Zmarszczyłam brwi na tą odpowiedź, jednak reszta grupy nie wyglądała na zaskoczoną. Wydaje się, że to znaczy "sekretna broń". Nikt nie może o mnie wiedzieć.
— Uhuu… Niezła jest. — Pogratulował Justinowi, klepiąc go w plecy. Wywróciłam oczami, chociaż powinnam czuć się szczęśliwa, ale jestem na to zbyt nerwowa.
Reszta grupy go powitała i po chwili siedziałam w kącie na ziemi, oglądając Raula i trenera Harvera, który uczył sztuczek ataku. Następnie Harver trenował Chaza, Ryana, Justina, a po nim zawołał mnie, ale nie chciałam iść. Justin tak bardzo mnie zdenerwował, że poszłam.
Nauczył mnie kilku technik i oszustw*(Scam (ang. Confidence trick) – oszustwo polegające na wzbudzeniu u kogoś zaufania, a następnie wykorzystanie tego zaufania) jak aikido czy obrona. Szybko się uczę, jak odparować czyjś atak. Nauczyłam się pozycji takich jak: Scarf Hold,The Guard,The Side Mount,Lion Killer. Po trzydziestu minutach byłam cała spocona i miałam strasznie sztywne mięśnie. Harver powiedział, że będę dobrą zawodniczką, że mogę być tak dobra jak chłopcy, ale muszę poćwiczyć.   
Chwilę później Paul i Chaz razem walczyli. Chaz był szybszy, ale Paul miał więcej siły. Chaz przegrał. Po walce pomiędzy wyżej wymienionymi przyszedł czas na Ryana. Prawie wygrał, ale Harver nauczył Paula triku, którego nikt nie znał. Paul walczył przeciwko Ryanowi, który wygrał. Wszyscy dodawali otuchy i drwili z Paula.
Następnie Raul walczył z Justinem. Podczas tej walki dowiedziałam się czegoś o kutasie. Justin jest mały, chudy i ma "słabą sylwetkę". Możecie więc sobie wyobrazić moje zdziwienie, jak Justin jest silny i łatwo unika ataków Raula. Ryan wyjaśnił, że Justin dorastał przy sztukach walki i nigdy nie skupiał wiele czasu na wadze, by utrzymać drobny wygląd. Dzięki temu może oszukiwać innych, tak jak oszukał mnie.
Wygrał Justin. Nikt nie wydawał się z tego powodu zdziwiony, ale ja tak. Nie mogę przyjąć do świadomości faktu, że jest taki silny.
— Twoja kolej, dziecinko — zawołał mnie z buntowniczym ogniem w oku. Jego głos był zachrypnięty i miał przyspieszony oddech.
— Nie ma mowy! — odpowiedziałam.
— Chcę zobaczyć, jak walczy! — krzyknął Chaz. Spojrzałam na niego z mordem w oczach.
— Tak! Walczcie, walczcie, walczcie. — Ryan zgodził się, klaskając. Po chwili wszyscy do niego dołączyli, nawet Harver krzyczał "Walczcie".
Naprawdę nie chciałam walczyć, przysięgam. Ale po tym wszystkim poczułam się zobowiązana. Podeszłam do Justina, który uśmiechał się w przerażający sposób. Musiał marzyć przez długi czas, by mi dokopać. Teraz mógł to zrobić bez bycia nazwanym twórzem.
— To nie fair. Byłeś tego uczony przez całe życie, a ja tylko dzisiaj — stwierdziłam, trzymając ręce na biodrach.
— Nie martw się. Będziemy walczyć jiu jitsu. Mówiłaś, że to trenowałaś, prawda? — powiedział, z powrotem zakładając rękawice. Harver rzucił mi parę, którą również założyłam. Starałam się nie patrzeć na Justina, ale te jego zmierzwione włosy, czerwona twarz i obcisła koszulka uwydatniająca jego mięśnie. Wyglądał zbyt sexy.
— Tak?! — mruknęłam; przeniósł wzrok ze swoich dłoni na mnie, po czym posłał mi uśmiech.
— Zawsze mówiłaś, że możesz skopać mi tyłek… Teraz sprawdźmy czy to prawda, czy fałsz. — Puścił oczko i niewiele odszedł ode mnie, sygnalizując, że możemy zacząć. Wszyscy zaczęli dopingować. Poczułam, że drży mi serce. Boże, nie pozwól mi umrzeć.
Harver stanął pomiędzy nas i dał sygnał, że możemy zacząć.
I to jest ostatnia rzecz jaką zobaczyłam.
Po pierwsze – Justin podbiegł do mnie, po czym złapał mnie za nogi i rzuciła na matę. Usiadł na mnie, pozostawiając nogi i stopy poza mną. To był najlepszy sposób, by mnie sparaliżować. Zapomniałam o wszystkich technikach upadku i uderzyłam się w głowę. Poczułam oddech Justina na szyi i po chwili straciłam przytomność.

(....)

Poczułam, że coś ocierało się o mój nos. Po chwili poczułam dziwny zapach… Nie, to kłamstwo, okropny zapach. Wciąż go czułam, więc spróbowałam unieść ręce do nosa, ale nie mogłam tego zrobić. Moje mięśnie odmawiały posłuszeństwa.
Postanowiłam znów zasnąć, ale zapach wciąż się utrzymywał. Zadrżały mi oczy, które powoli otworzyłam. Światło mnie oślepiało, ale nawet to mnie nie powstrzymało.
Pierwszą rzeczą jaką ujrzałam, była to skarpetka tuż przy mojej twarzy. Powinna być biała, ale przez to, że była brudna, była odrobinę szara.
— AAAA! — krzyknęłam, uderzając w skarpetkę. Poleciała daleko i uderzyła w ścianę. Rozejrzałam się dookoła, zagubiona, że byłam w swoim łóżku w swoim pokoju… Coś przegapiłam. Usłyszałam chichot, więc obróciłam się w stronę, z której dobiegał.
— Powiedziałem ci, że skarpetka Chaza pomoże. — Justin rzuciła Ryanowi, a następnie klepnął go w ramię.
— Tak… Zapomniałem, jak złe mogą okazać się skarpetki Chaza. — Westchnął Ryan, po czym zebrał się, by opuścić pomieszczenie. — Przygotuj się, bo za niedługo idziemy na imprezę.
— Tak, idę. — Justin skinął głową. Spojrzałam na niego zdezorientowana.
— Więc… zostaję sama? — Byłam lekko podniecona.
— Nie bądź podekscytowana, kochanie. Wszystkie drzwi będą zamknięte włącznie z twoimi. — Zaśmiał się.
— Nieważnie… O której zamierzacie wrócić?
— Kiedy będziemy chcieli. — Spojrzałam nie niego wrogo. — Nie przed trzecią nad ranem, to pewne.
— Nieważnie. Bawcie się dobrze, gdy ja będę tutaj zamknięta. — Justin śmiał się.
— Sorry, shawty. — Wstał, gotowy wyjść.
— Oh, i Justin. — Zwróciłam się do niego. Obrócił się i ciekawy spojrzał na mnie. — Podejdź tutaj.
Wciąż był zdezorientowany i ciekawy. Cicho podszedł do mnie. Kiedy był blisko, uderzyłam go w brzuch najlepiej jak potrafiłam. Kaszlnął zaskoczony i pochylił się do przodu. Jego ręce powędrowały na brzuch.
— Ouuuch! — Wywrócił oczami; spojrzał na mnie zszokowany. — ZA CO TO BYŁO?
— Że zemdlałam. — Posłałam mu delikatny uśmiech. — A teraz wypad.
Justin skinął głową i odszedł, mamrocząc coś w stylu "Nie bij dziewczyny. Nie bij dziewczyny. Nie bij dziewczyny". Spojrzał na mnie z mordem w oczach, a następnie zamknął drzwi na klucz.
W pamiętniku wyjaśniałam, co się dzisiaj wydarzyło, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi. Ryan wyjaśniał, gdzie się udawali. To dziwne, by powiedzieć, że po tym jak wyszli, cały dom utonął w ciszy. Coś bolesnego ukuło mnie w piersi, coś bliskiego depresji. Zawsze tak się czułam, gdy zostawałam sama.
Włączyłam MTV; przez jakiś czas śpiewałam i tańczyłam, by po chwili ze zmęczenia i gorąca zmienić program.
Zdecydowałam oglądnąć "Nie z tego świata". Byłam zadowolona móc oglądać dwóch gorących gości, którzy najwyraźniej byli braćmi. Byli serio gorący.
Prawie zasypiałam, gdy usłyszałam jakiś dźwięk. Rozbudził mnie. Już wrócili? Spojrzałam na zegarek, który wybił prawie pierwszą, więc to było niemożliwe, by już byli w domu.
O mój Boże! Ryan powiedział mi, że niektóre wrogie gangi próbowały już szturmować dom, więc musieli się przenieść. O mój Boże. Może to złodziej? Albo zabójca. Jeśli mnie znajdą, będę martwa. Nie… gorzej. Wezmą mnie i będą ze mną robić, co tylko będą chcieli.
Dźwięki przybrały na sile. Kroki. Mój oddech stał się cięższy, a serce niemiłosiernie waliło w piersi. Rozglądnęłam się za bronią i postanowiłam wziąć z łazienki nożyczki. Przylgnęłam do drzwi, z uchem przy ścianie. Usłyszałam zbliżające się do mojego pokoju kroki. Poruszyło się pokrętło.
I wtedy coś stało się ze mną. Nauczyłam się walczyć, nauczyłam się o umysłach gangsterów i moja niebezpieczna strona zadbała o mnie. Silnie trzymałam nożyczki i czekałam aż intruz otworzy drzwi. Jak w zwolnionym tempie drzwi otworzyły się, byłam już gotowa do ataku, gdy spostrzegłam kto to i zatrzymałam się.
— Justin? — Byłam zła, moje serce biło wściekle biło. Poruszyłam się zdenerwowana. Ten skurwysyn prawie nabawił mnie zawału. Jednak coś było nie tak.
Jego oczy były czerwone, ale nie tak, jakby płakał. Był blady, z podkrążonymi oczami. Jego usta poruszały się powoli; próbował coś powiedzieć, jednak żaden dźwięk nie wyszedł. Miał ciężki i przyspieszony oddech. Widocznie miał problem z oddychaniem.
— Justin? — powtórzyłam — Wszystko w porządku?
Chciał zrobić krok, ale się potknął i nieprzytomny upadł na ziemię.
  O MÓJ BOŻE! – krzyknęłam, podbiegając do niego. Kucnęłam i potrząsnęłam nim, próbując od ocucić. Nic. Sprawdziłam puls, wyczułam, że jego serce nierówno biło. Może go nie lubiłam, ale atak desperacji wywołał u mnie łzy. Był coraz to bledszy i bledszy. Otworzyłam jego oczy i ujrzałam, że żyłki były coraz to czerwieńsze.
Justin był nieprzytomny i wszystko wskazywało na to, że nie żył. Byliśmy sami. Nie wiedziałam, gdzie znajdowały się leki. Nie wiedziałam, co mu jest. Nie wiedziałam, co mogę zrobić. Wreszcie zaczęłam płakać.  

__________
Zastanawiam się nad zawieszeniem.
@myperfect_jb 




5 komentarzy:

  1. O mój Boże. *:*Nie spodziewałam się tego.
    Nie zawieszaj!
    Proszę, proszę, proszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zawieszaj !!!!!!
    Tłumacz dalej :*

    OdpowiedzUsuń
  3. mkasnks świetnie tłumaczysz! czekam na nn!

    OdpowiedzUsuń
  4. jejku jaka końcówka ;o

    OdpowiedzUsuń