10 kwietnia 2013

2. The Start of a Bet.



"Sleep Little Nemo, You're covered in leaves, You're digging too deep,

For what the cops will find, Their bullets aren'tstopping anything, You have to get rid of evidences, to dump herbody, I can get out of anything."
TrophyScars


Cassie P.O.V
12 godzin później

Musicie zostać straceni.
Pozwólcie, że się przedstawię. Nazywam się Cassie Hermiston. Mam osiemnaście lat i jestem seniorem. Jestem całkowicie normalną nastolatką.

Normalną dziewczęcą dziewczyną…

(…)

— Co właśnie powiedziałeś? — krzyknęłam gniewnie na skurwiela.
— Szalona suka… — Nie mogłam uwierzyć, że czarnuch znowu to powiedział. Serio chyba chce umrzeć. Dobrze, dam mu kilka lekcji; skoczyłam na jego plecy. Uderzyliśmy szafki, a ludzie zaczęli nas otaczać. Grupa Holttona oczywiście stanęła za nim.
Twarzą uderzył w szafki, ale było to tak mocne uderzenie, że zleciałam z jego pleców. Wściekł się, bardzo się wściekł. Z kilku powodów zapomniałam, że jestem dziewczyną, nie żebym dbała o to. Mogłam go zlać, gdzie tylko chciałam.  

(…)

— Więc… Mogę być bardziej dziewczęca, kiedy tylko zechcę. Tak czy inaczej, to nie ta sprawa. Teraz ci opowiem, co wydarzyło się dwanaście godzin wcześniej, zanim ci skurwiele mnie dopadli… Bądź ostrożny, cierpię na przypadek nadmiernego swag’u. Jeśli nie jestś w stanie tego wytrzymać, przejdź do następnej części. Szczerze, nie zranisz mnie tym. Nie powiem, że inni ludzie to czytają, więc dupku masz  minutę, by iść do drugiego pokoju.
Gdzie to byłam?
Oh, racja…

(…)

Holtton obrócił się i skierował w moją stronę z groźną miną, co nie było fair, bo wciąż leżałam na ziemi, więc nie mogąc dużo zrobić. Wszyscy krzyczeli ‘Bijcie się! Bijcie się! Bijcie się’, kiedy ktoś to usłyszał i zasłonił mi Holttona.
— Hey, hey gościu, uspokój się, okey? Jeśli położysz na niej chociażby palec, będziesz skończony. — Justin (jak zawsze, jako jedyny chronił mnie przed innymi gośćmi, którzy chcieli mnie zlać, a uwierzcie, WIELU z nich już to próbowało) odepchnął Holttona za ramiona i szepnął mu coś, by się uspokoił.
— Nadchodzi dyrektor! — Ktoś krzyknął; tłum zaczął się od nas oddalać, głośno rozmawiając i plotkując o tym, co się stało. Następnie przyszedł dyrektor z ochroniarzem.
— Co się dzieje? — spytał, spojrzał ironicznie na mnie. Nie była to nowa myśl, że wpakowałam się w kłopoty.
— Nic, sir — odpowiedziałam z małym uśmieszkiem, wstając z podłogi.
— Lepiej żebyś nie kłamała, panno Hermiston, bo zamierzamy sprawdzić kamery. — Cholera, dobrze mnie zna.
— Ahh, przepraszam, sir. To również moja wina. Cassie wdała się w małą bójkę, ale był to mały spór, pomyślałem, że chodzi o szkołę — rzekł Justin. Był prostym uczniem, więc dyrektor mu uwierzy.
— Jestem zaskoczony, bo nigdy nie wdawałeś się w bójki. Nie to co panna Hermiston. — A więc teraz jestem tą złą. — Rozejdźcie się do klas. Zdajecie sobie sprawę, że jesteście spóźnieni na pierwszą lekcję aż trzydzieści minut?
Do diabła, co za przestępstwo.
— Przepraszam, sir. To się więcej nie powtórzy. — Justin spojrzał w dół, udając, że jest sobą rozczarowany.
— Oczywiście, że to się nie powtórzy. Chcę was dwóch widzieć w moim gabinecie. Teraz. — Oh, oh, mamy tutaj twardziela/skurwysyna.
Justin rzucił okiem i poszliśmy za dyrektorem, co było śmiesznym spacerem. Tylko to powiedz.
— Za chwilę wrócę. Zachowujcie się — rzucił, kiedy siadaliśmy na krzesłach. Zabawne było to, że mówiąc, patrzył się tylko na mnie. Dziękuję za zaufanie, dyrektorze Nobsten. Naprawdę to docenia.
Wywróciłam oczami.
Siedzieliśmy w ciszy, nasłuchując kroków Nobstena, które nie nadchodziły. Spojrzeliśmy na siebie i wybuchliśmy śmiechem.
— O mój… — Justin płakał.
— Założę się, że to najbardziej ekscytująca rzecz jaka ci się przytrafiła. — Zażartowałam, jak zawsze.
— Zdecydowanie nie. — Uśmiechnął się do mnie; jego oczy wyglądały jak wtedy, gdy mówiąc, miał na myśli drugie znaczenie* (przekształcić to zdanie). Był pełen sekretów. Zastanawiałam się, jak to jest być w jego umyśle. Jestem pewna, że to straszne miejsce.
— No proszę cie. Jakby twoje życie było pełne przygód. — Ściągnęłam kurtkę, a jego spojrzenie powędrowało  na dekolt; on po prostu patrzył się w dal. Nie to, by Justin był taktowny, uwierzcie mi, nie był ze względu na to, jak traktował inne dziewczyny w szkole.
On nigdy nie może być taki dla dziewczyny, którą obchodzi. Oczywiście każdy wie o małej sympatii Justina do mnie. Nic więc w tym dziwnego, że zawsze mi pomaga, gdy zaczepiają mnie kolesie. Dziewczyny ze szkoły nie rozumieją, dlaczego nie odwzajemniam uczuć. Justin jest cudowny. Mówią, że jest lubi dziewczynę, traktuje ją jak księżniczkę.
Jest zawodnikiem, a dziewczyny lecą na zawodników. Powodem, dla którego nie pozwalałam Justinowi zbliżyć się do mnie, było to, że on próbowałby dostać się do moich spodni, jak niektórzy mówili.
— Możesz być moją przygodą. — Puścił oczko; wywróciłam oczami, oczywiście się śmiejąc.
— Nie byłbyś w stanie poradzić sobie z moim lansem/ ze mną. — Również puściłam mu oczko. Uśmiechnął się i zauważyłam jeszcze, że lekko zarumienił. Tak, widziałam rumieniec Justina pieprzonego Biebera. To niezręczne, tak myślę.
— Kochanie, poradziłem sobie z tym wcześniej. — Do diabła, zawodnik chce grać? Więc zacznijmy grę. Byłam gotowa odpowiedzieć coś bardzo mądrego, ale przeszkodził mi dyrektor swoim powrotem.
— Mam twoją historię, więc skończmy z tym. — Justin uśmiechał się, patrząc na coś. Powędrowałam za jego wzrokiem, dostrzegając co to takiego śmiesznego było. Podczas gdy teczka Justina była chudziutka, moja była ogromna; papiery wylatywały z tego wszystkiego. Byłoby to śmieszne, gdyby była to historia kogoś innego.
— Co się dzieje? — spytałam, krzyżując ręce na kolanach.
— Chwileczkę — rzucił, podnosząc na mnie palec. Siedział trzy minuty, pisząc coś na swoim komputerze. Wszystko co mogłam zobaczyć, to jego palec, który bardzo mnie irytował. — Proszę. Macie dzisiaj karę.
— Dobrze. Mogę już iść? — Wywróciłam oczami.
— Nie, to nie wszystko. Masz karę także jutro. — Co? CO?!
— Dlaczego on dostał tylko dzień kary, podczas gdy ja mam dwa dni? — Kątem oka zauważyłam, jak Justin próbował powstrzymać się od śmiechu. Cwel.  
— Chcesz dostać trzeci dzień? — Oczywiście dyrektor nie musiał pytać, bo znał moją odpowiedź. Poczułam, jak moje lewe oko drga ze złości. Jestem typem osoby, której drga oko, gdy jest piekielnie zły. Justin ma podobno tak samo.
— Nieważne. — Bezgłośnie powiedziałam do siebie z wyrazem twarzy ‘Nie mam tego w dupie’. Argh, nie znoszę tego gościa.
Opuściliśmy  z Justinem pomieszczenie; on – śmiejąc się, a ja… płonąc ze złości.
— Więc wygląda na to , że do zobaczenia po szkole — rzucił z rozbawionym uśmieszkiem, który miałam ochotę zdzielić pięścią.
— Nieważne. — Odeszłam. Nie będę sama, ale jutro… Argh, nienawidzę szkoły.
— Do zobaczenia, kochanie. — Uśmiechnął się, puszczając oczko. Wywróciłam tylko oczami, ale prawdę mówiąc, zarumieniłam się.
— Hey, Cassie. — Ktoś rzucił; spojrzałam w górę i dostrzegłam machających Hailey i John’a. Odmachałam, jednocześnie dziękując Bogu, że byli jeszcze w tej szkole mili ludzie. 

(…)

Szczęśliwe szkoła szybko się skończyła. Szłam w kierunku mojej szafki, gdy spotkałam znajomych.
— Słyszałam, że razem z Justinem dostaliście kozę. — Patricia, naprawdę urocza cheerleaderka, złapała mnie za ramię.
— Oczywiście on się w tobie podkochuje. — Amelia, bardzo irytująca dziewczyna, która jakimś sposobem dostała się do naszej paczki, której tak naprawdę nikt nie lubił, mogła pocałować mnie w dupę.
— Tak, ale muszę już iść. Nie mogę się znowu spóźnić. Wiecie co się dzieje, gdy ktoś spóźnia się do kozy — jęknęłam.
— To prawda. — Moony, cukiereczek grupy, zgodziła się ze mną.
— Więc życzcie mi powodzenia. — Przytuliłam każdego i odeszłam do swojej szafki. Byłam szczęśliwa wkładając książki do szafki, gdy nagle ktoś z łoskotem ją zamknął. — Co do cholery?
Spotkałam parę niebieskich oczu, które pasowały do blond włosów Kyle’a. Gorący facet, który uwielbiał mnie irytować i wyrwać się gdzieś ze mną.
— Mogę ci w czymś pomóc, Kyle? — spytałam sucho z ironicznym uśmieszkiem.
— Tak. Rzeczywiście tak. Co z naszą nauką rozszyfrowania szafek? — Uśmiechnął się; uśmiech ten potrafił złamać serce każdej dziewczyny, ale nie moje. Ponownie otworzyłam swoją szafkę i włożyłam do niej kilka książek.
— Niestety nie, choć mogłoby być zabawne. Na nieszczęście mam kozę. — Zarzuciłam włosy na jedną stronę; umiejętność, której się nauczyłam, by zdobyć facetów. Mówię wam, lubię zwracać na siebie ich uwagę.
Słyszałem. Przez bijatykę? — Jego wzrok skierowany był na moje cycki. No cóż.
— Widzę, że plotka szybko się rozeszła. — Zaśmiałam się.
— Nie masz pojęcia — rzucił, a następnie zauważył swoją drużynę. — Więc do zobaczenia później?
— Pomyślę nad tym. — Stuknęłam go w ramię.
— Będę się zbierać. — Skinęłam. Chłopcy.
Druga trzydzieści pięć. Kurde. Koza jest z drugiej strony. Pan Scample zabije mnie.
Biegłam najszybciej, jak tylko mogłam. Mówią, by być pięć minut szybciej, co oczywiście nigdy się nie zdarza. Gdy dotarłam pod salę, weszłam bez pukania. Oczy wszystkich skierowały się na mnie. I tak jak przewidziałam, pan Scample prawe mnie zabił, ale go zignorowałam. Poszłam zająć miejsce. Wszyscy nadal się gapili na mnie, jakbym była obcym… Nie wiem dlaczego to robili, bo tylko się spóźniałam. Boże, przecież nikogo nie zabiłam.
Usiadłam z tyłu za Justinem, pod oknem.
— Spóźniona? Do kozy? Ts, ts… Nigdy się nie nauczysz. — Justin zażartował, spoglądając na mnie; posłałam mu uśmiech.
— Powinni się cieszyć, że się pojawiłam.
— Oh, więc teraz nasz takie nastawienie? Jest gorzej, niż myślałem. — Uśmiechnął się. Nie mogłam zaprzeczyć, że był to ładny uśmiech; prawie uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Prawie.
— Możesz się do tego przyzwyczaić.
— Jak mam to zrobić, skoro nie mam zbyt wiele czasu, by to robić? — Justin uśmiechnął się.
— Może świat nie chce byś się przyzwyczajał? Myślałeś o tym? — rzuciłam, pochylając się nad ławką, by być bliżej Justina. Teraz byliśmy twarzą w twarz; słyszałam jego oddech. Byłam złośliwa… Nie to, żebym narzekała.
— Może powinniśmy udowodnić światu, że się myli? — Pochylił się odrobinę. Cholera, również kpił sobie.
— Zakładam się, że świat tego nie chce. — Wpatrywałam się w jego piwne oczy.
— Przyzwyczai się. — Justin uśmiechnął się, po czym zaśmiał. Odsunął moją głowę do tyłu.
— Justin i Cassie! Żadnych rozmów! — wykrzyknął pan Mossel. Justin obrócił się i usiadł prosto.
Był styczeń, więc normalnie powinno być zimno, nawet w San Francisco. Nie tłumaczy to dlaczego ostatnimi czasy pada. Niebo było zachmurzone, pokryte deszczowymi chmurami.
W klasie było tak nudno, że jedyną rzeczą jaką mogłam robić, to wpatrywać się przez okno.
Jakiś ruch wpadł mi w oko. Daleko, w pobliżu krzaków, stała grupa pięciu zakapturzonych osób przez co nie mogłam ich rozpoznać.
Odeszli kawałek… Co było bardzo dziwne.
Byłam na jawie, gdy nagle na moją ławkę spadła kartka. Rozwinęłam ją: Kiedy w końcu umówisz ze mną? Uśmiechnęłam się, wyciągając długopis z piórnika. Odpisałam: Aż świat się skończy, po czym odrzuciłam kartkę. Chwilę zabrało, aż dostałam ją z powrotem. Co oznacza… że to się wkrótce stanie, tak? Jeśli tak się stanie, zgodzę się. Odrzuciłam kartkę.

Nie wiem, jak to się stało, ale nasza konwersacja zakończyła się tak:
Więc chcesz poczekać do końca świata, by w końcu przyznać, że czujesz coś do mnie?
Jestem pewna, że nawet koniec świata nie zmusi mnie do tego.
Założę się, że jestem w stanie rozkochać cie w sobie.
W twoich snach…. Założę się, że to ja rozkocham cie w sobie… Opps, poczekaj, już to zrobiłam.
Czyjeś ego jest bardzo wysokie… I nie. Nigdy nie zakochałem się. Załóżmy się.
Jaki zakład?
Że rozkocham cie w sobie w ciągu trzech miesięcy.
To się nie stanie.
W tym momencie mogę powiedzieć, że to się stanie.
W takim razie okey. Zakładam się, że rozkocham CIEBIE we mnie w trzy miesiące.
Czy to jest zakład, Cassie?
Jaka będzie nagroda dla zwycięzcy?
Ahh… Wiem! Przegrany będzie zabójcą dla zwycięzcy przez dwa tygodnie. Będzie robić, co drugi powie.
Czy ty sobie kurwa żartujesz ze mnie? A jeśli przegrany kogoś zabije?
Nielegalne rzeczy nie są dozwolone.
Więc w innym przypadku przegrany robi loda?
To jest raczej dozwolone ;)
Ew! Jesteś chory! O to się nie zakładam.
Co Hermiston? Boisz się przegrać? Oczywiście, wiedziałem, że nie będzie w stanie mi się oprzeć. Teraz się zgodzisz.
Nie przegram.
Kaszle, kaszle – tchórz – kaszle, kaszle.
Haha, bardzo śmieszne… Bądź gotów sprzątać mój pokój, Justinie Bieberze, ponieważ mam wygraną w ręku.
A więc założyliśmy się.

Następnie obrócił się i potrząsnął moją dłonią. 

(…)

W końcu wolność!!!
Szkoła jest opustoszała.
Zmierzch gotowy jest, by się wyłonić.
Poczułam dziwne uczucie. Że coś jest nie tak. Szkoła była całkowicie pusta, gdy nagle usłyszałam krzyk. Bolesny krzyk jakby ktoś był torturowany.
Ktoś inny krzyknął, nadchodząc z parkingu przy lesie.
Serce zaczęło mi walić. Każda normalna osoba uciekłaby w przeciwnym kierunku. Ale ja nie jestem normalna. Ktoś cierpi i potrzebuje pomocy.
Jesienny wiatr przywiał swąd czegoś palącego się, bawiąc się i rozwalając moje włosy.
Zaczęłam biec w kierunku lasu. Podążając za płaczem, usłyszałam w oddali pomruk i ujrzałam płomienie.
Nie byłam pewna czy mam halucynacje, czy bieg po prostu zmieszał mi obraz. Nie będę kłamać, byłam całkowicie zmieszania. Bieg zaparł mi dech w piersiach, moja klatka piersiowa unosiła się i opadała bardzo szybko.
W końcu zauważyłam grupę mężczyzn w ciemnych ubraniach; rozmawiali, śmiali się, a jeden z nich trzymał broń skierowaną w płomienie. Skupiając wzrok, dostrzegłam, że płomień był mężczyzną. Krzyczał w rozpaczy, biegał, tarzał się w trawie, by ugasić ogień, który ogarniał całe jego ciało. Spojrzałam na grupę. Dwóch z nich z ciemnymi brązowymi włosami wyglądało podobnie; byli oczywiście bliźniakami, a w ostateczności braćmi. Inny miał  brązowe włosy.  
Miałam zamknięte usta, więc nie wydawałam żadnego dźwięku. Czułam, jak skręcają mi się wnętrzności. Schowałam się za drzewem, upadając na kolana. Nie miałam wystarczająco siły dużo siły by uciekać, iść, a nawet trzeźwo myśleć.
Po prostu oglądałam płonącego mężczyznę, podczas gdy grupa z rozbawieniem go obserwowała. Facet, który trzymał broń, powiedział coś do reszty, zaśmiał się i odszedł w kierunku płonącego mężczyzny. Coś wyszeptał i nacisnął na spust. Podskoczyłam na dźwięk wystrzału.
Cisza. Mogłeś jedynie usłyszeć wiatr, przynoszący ostatnie ślady spalonego ludzkiego ciała i liści, które się nawzajem wyścigowały.
Mężczyzna odszedł, a w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka oznaczająca niebezpieczeństwo. Krzycząc na siebie, starałam się przekonać, by uciekać jak najszybciej.
Wstałam powoli, nie spuszczając wzroku z grupki, która polewała martwe ciało alkoholem i podpaliła je.
Ogień połknął każdy skrawek ciała. Właśnie wtedy wybrałam moment, by uciec. Próbowałam. PRZYSIĘGAM, że próbowałam iść najciszej. Jednak mój mózg i moje nogi nie chciały współpracować z rozsądkiem. Zaczęłam usiekać, zdesperowana.
Mimo to coś poszło nie tak. Byłam tak bardzo zaniepokojona, trzymając i szukając w torbie kluczy od samochodu, którego nie mogłam dojrzeć. Potknęłam się i zraniłam w prawą stopę. Narobiłam szumu, upadając.
— Co to było? — Usłyszałam za sobą jednego z bliźniaków. Starałam się nie ruszać, może w ten sposób mnie nie zobaczą. Ukrywałam się, jak to tylko mogłam. Zamknęłam oczy, chwytając z siłą krzak. Miałam nadzieję, że to się nie dzieje naprawdę.
— Co do cholery? To dziewczyna? — spytał kolejny z bliźniaków. Następnie ktoś przeszedł obok mnie, napełniając energią, której potrzebowałam w żyłach, by ta następnie przepłynęła do serca i ponownie wypełnia żyły.
Byłam w prawdziwym niebezpieczeństwie. Niebezpieczeństwo, które dotyczyło życia lub śmierci. Jakoś zignorowałam rwący ból w stopie i zaczęłam uciekać.
— KURWA! Niech ktoś ją złapie! TERAZ. — Mogłam uciekać, ale nogi nie były pomocne. Nie uciekałam wystarczająco szybko. Ktoś szybko dotarł do mnie i złapał za nadgarstek.
Upadliśmy. Przyparł mnie do ziemi. Zaczęłam wykrzykiwać ‘Nie! Nie! Zejdź ze mnie! Nie!’, ale zatkał mi usta wielką łapą.
Próbowałam wydostać się spod niego. Chwyciłam się ziemi, by jakoś uciec. Kopałam dwiema nogami, ignorując w jednej z nich ból. Kopniak musiał zaboleć, bo facet puścił mnie na chwilę. Chwyciłam szansę i zaczęłam uciekać najszybciej, jak tylko mogłam, ale złapał mnie ponownie za nadgarstek i upadliśmy na ziemię. Znowu.
Moje oczy wypełniły się łzami. Nie byłam słabą osobą. Nigdy nie płakałam w całym swoich życiu… Okey, dobrze, nie płakałam od dwóch lat. W tej chwili dygotały mi nogi, głowa bolała od upadku. Zauważyłam płonącego żywcem faceta, którego później zabiła grupa psychopatów. A teraz jeden z nich dopadł mnie i nie miałam zielonego pojęcia, co się ze mną stanie. Na pewno nie będzie to dobra rzecz.
— NIE! — Płakałam. Spróbowałam zrzucić mężczyznę ze mnie. — Pro-proszę! Pozwól mi odejść!
— Oh, kochanie, to się nie stanie — powiedział. Reszta podbiegła do nas. Jeden z brązowymi włosami wydał się znajomy. Byłam pewna, że widziałam go gdzieś wokół szkoły. Zgadywałam, że był umięśniony przez swój strój, a ja zawsze starałam się unikać mięśniaków. Nienawidziłam ich.
— Awn… Czyż nie jest ładna? — Jeden z nich skomentował, po czym wszyscy wybuchli śmiechem. Cwele.
— Hey… Chyba mam pomysł — rzucił facet, który mnie przygniatał.  
    
(…)

Tak to się wszystko zaczęło. Teraz jestem pewna, że to ma sens.
A więc powróćmy tam, gdzie zakończyłam. 

(…)

Ból.
Pragnienie.
Głód.
I oszołomienie.
Tak się właśnie teraz czułam.
Nienajlepsza kombinacja jeśli chcesz znać moją opinię.
— Obudziłaś się? — Ochrypły głos zapytał cicho, jakby bał się mnie przestraszyć. Za późno, mój kolego. Jestem już przerażona. Szybko usiadłam, kładąc poduszkę na brzuchu, która robiła za moją tarczę. Tak! Jestem osobą, która używa poduszki jako tarczy. Problem? Tak myślę.
Złapałam się na wpatrywaniu w karmelowe oczy; otworzyłam usta ze zdziwienia, jak zareagowałam.
Nic nie mówiłam, Justin również. Wpatrywałam się w niego oskarżycielskim wzrokiem, a on bez jakichkolwiek emocji możliwych do odczytania.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc dlaczego Justin nie przerywał ciszy. Oczywiście wiedział, że spodziewałam się wyjaśnień, ale nic nie mówił.
— Więc? — wymamrotałam, posyłając spojrzenie "Masz problem z mózgiem?" Splunęłam. Żachnął się, coś myślał, a wyglądał przy tym słodko. Wyciągnął telefon, przeczytał coś, schował komórkę z powrotem do kieszeni kurtki i w końcu przerwał ciszę.
— Chcą nas zobaczyć na dole. — Złapał za moje ramię, po czym popchnął mnie, nie czekając na moją odpowiedź. Widocznie byłam zdesperowana. Byłam też zmieszana, bo jak nigdy chciałam znać odpowiedź.
Było coś, czego nie pamiętałam… moja noga. Moja obolała noga. Było już z nią lepiej, na szczęście się nie połamałam. Ale kiedy Justin popchał mnie, na nowo poczułam ból przez co prawie wylądowałam na ziemi. Dobrze, że para dłoni podtrzymywała mnie.
— Więc teraz postanowiłaś zostać niezdarą? — był zły, ale wyczułam jego szyderczy uśmiech.
— Pieprz się, Bieber! Skręciłam kostkę, gdy twoi życzliwi przyjaciele gonili mnie. To był jedyny  powód, dlaczego mnie złapali.
— Skacz więc na jednej nodze. — Obrócił się, pchając mnie za ramię. Było to o wiele lepsze, bo byłam w stanie go dogonić.
— Kto nas chce? Dlaczego? Gdzie idziemy? Co się stały, gdy t… — Justin nagle się zatrzymał, przez co wpadłam na jego plecy i straciłam równowagę. Obrócił się przodem i złapał za nadgarstek zanim upadłam. Jego surowa twarz pasowała do jego oczu; szczękę miał zaciśniętą. Był to pierwszy raz, gdy się go bałam.
Justin nigdy nie zachowywał się niegrzecznie w moim stosunku. Nigdy. Wydawało się, że jego zauroczenie moją osobą zniknęło jak piasek. Udawał, że mnie nie zna. Jakbym była dodatkowym ciężarem na jego plecach.
Serce mi przyśpieszyło; nigdy nie czułam przed nikim strachu.   
Uniosłam podbródek, zadarłam nosa i wpatrywałam w jego oczy. Byłam dla niego niska, zresztą Justin nie należał do wysokich osób dzięki czemu rozpromieniłam się.
Był bardzo blisko, nasze nosy prawie się dotykały, czułam jego oddech na ustach. Starałam się nie zwracać na to uwagi, prawdopodobnie byłam w śmiertelnej sytuacji, bo, cholera… Był zbyt seksowny.
— Posłuchaj… Najlepiej zrobisz, jak się zamkniesz, bo nie widzę dla ciebie przyszłości jeśli będziesz tyle gadać. — Jedyne co mogłam zrobić, to obcinać go od dołu go góry. Ubrany był w biały sweter w serek, czarną skórzaną kurtkę i jak zwykle naszyjnik. Uśmiechnął się zarozumiale, kiedy spostrzegł, że go obczajam. Ten Justin był obcy, zupełnie inny niż ten w szkole.
Obrócił się, złapał i zarzucił mnie sobie na plecy, zaskakując mnie tym. Ciężko przez to było mi oddychać; Justin szedł dalej. Wciąż mnie niosąc, zszedł po schodach. Dom był ogromny, ominęliśmy chyba z tysiąc pokoi zanim dotarliśmy do jednego, w którym pełno było książek, papierów, teczek, szafek i sofa, na której siedziała cała grupa.
— Jesteśmy! — rzucił Justin, upuszczając mnie delikatnie na czarną sofę. Tym razem nie był niegrzeczny.
— Więc… Cassie… — mruknął blond mężczyzna, podczas gdy siedziałam na sofie i z podejrzeniem wpatrywałam się w grupę. Jeśli chcę przetrwać, muszę wejść do gry. — Cassie, tak?
— Tak?! — Miałam zmieszany głos.
— Dobrze… Gdy chciałem cie złapać… Pamiętasz to? — CO PRÓBUJE PRZEZ TO OSIĄGNĄĆ?
—Tak?!
— Dobrze… Zauważyłem wtedy, że potrafisz walczyć. Trenujesz coś? — Jesteś poważny? Ten facet był zagadką, ale zdecydowałam się odpowiedzieć.
— Uh… Trenuję jiu jitsu. Jestem w tym całkiem dobra — zażartowałam trochę zarozumiale. Później zauważyłam, że moje słowa wywarły dobre wrażenie, bo każdy patrzył się na każdego ze wzrokiem aprobaty. Jeśli mnie polubią, może mnie puszczą.
Jednak coś było nie tak. Podczas gdy reszta grupy była zdumiona, Justin twardo wpatrywał się we mnie. Nie wydawał się być pod wrażeniem.
— Co wiesz na temat pakt gangu? — Słowa blondyna były bez sensu.
— Ahh… C-co? — jęknęłam.
— Co zrobić… — Nie miał szansy dokończyć, bo Justin złapał go za ramię i obrócił w moją stronę.
— To jest to o czym rozmawialiśmy, Cassie, gdy ‘spałaś’. — Justin zrobił cudzysłów w powietrzu. — I zdecydowaliśmy, że chcemy mieć sekretną broń.
— Ahh… — Dlaczego mi to mówi? Powinnam wiedzieć o czym mówi, ale mój mózg nie myślał jasno.  — Tak?
— Sekretna broń będzie zdobywać dla nas rzeczy, które łatwo będzie mogła zwabić, zwracać uwagę, dostawać rzeczy przez manipulację, a jednocześnie będzie mogła walczyć, dzięki czemu mężczyźni nie będą mogli się oprzeć…
— To perfekcyjna przynęta. Oczywiście tylko dziewczyny mogą to zrobić, ale większość z nich nie może walczyć, chyba że będą trenowane przez najlepszych. — I teraz wszystko nabrało sensu. Chcą, bym dołączyła do ich grupy. Dziewczyna, która walczy i ma cycki.
Nie dbałam o to, że boli mnie głowa. Nie dbałam o to, że rwie mnie noga. Jedyne czym się przejmowałam, to UCIEKAĆ stąd jak najszybciej tylko bym mogła. Biegłam, biegłam i wybiegłam z pokoju. Moja nagła ucieczka wszystkich zaskoczyła, zapobiegając z ich strony jakiejkolwiek reakcji. Oczywiście wyłączając Justina, który był przygotowany na tego typu sytuację. Po tym wszystkich na pewno jest liderem.
Byłam już w innym pokoju, gdy usłyszałam za sobą inne kroki, które mnie doganiały. Spróbowałam zmusić nogi, by biegły szybciej, lecz na próżno.
Kiedy dobiegłam do trzeciego pokoju, jedna walka z moim ciałem i poleciałam na ścianę
Ponownie przyparł mnie do niej.
— Jeśli spróbujesz znowu uciec, poderżnę ci gardło. — Justin wyszeptał ochryple do mojego ucha. Czułam jego gorący oddech na szyi, dreszcze strachu przeciął moje ciało. Wiedziałam, że nie żartował. — To jest umowa – albo dołączysz do grupy, albo zginiesz. Za dużo widziałaś, dołączając do naszego gangu, ocalisz swoje życie, lecz jeśli odmówisz… Dajemy ci wybór, powinnaś się cieszyć, suko — wypluł te swoja w moją twarz; poczułam się jak gówno.
Nigdy bym nie pomyślała, że Justin może być potworem, w szczególności dla mnie… Za każdym razem, gdy mi pomagał z chłopakami, którzy chcieli mnie dorwać… Co się z tym stało? Nigdy nie byliśmy kumplami, ale rozmawialiśmy i pomagaliśmy sobie nawzajem. Kilku z ludzi mówiło mi, że Justin nigdy tak naprawdę nie był we mnie zakochany, tylko mnie lubił, więc mógł dorwać się do moich majtek i powiedzieć wszystkim, że dziewczyny takie jak ja powaliły go na kolana. Nigdy im nie wierzyłam. Ale teraz wiedziałam już, że była to prawda.
Justin zbliżył się jeszcze bardziej, kręcąc nosem po mojej szyi, powoli idąc w górę aż dotarł do ucha.
— Albo zaakceptujesz pracę, zgodzisz się być przez nas uczona na sekretną broń, albo przyjmiesz kulkę w mózg. — Po tych słowach poczułam ciarki na kręgosłupie, jednak nie mogłam zignorować jego zachrypniętego głosu i gorącego oddechu blisko słabego punktu na mojej skórze, wywołało to gęsią skórkę.
Widząc, że nie odpowiem, chwycił mnie i zaciągnął z powrotem do pomieszczenia, gdzie była reszta grupy. Wszędzie kopałam, próbując uderzyć Justina. Jednak to nie pomogło, żeby mnie puścił.
— Ta laska potrafi kopać. — Kretyn mówiąc to, rzucił mnie na sofę.
— Sukinsyn — przeklęłam, starając się naprawić fryzurę, i próbując zachować resztki godności. Jednak było już za późno, bo wszyscy śmiali się.
— Powinnaś się cieszyć, bo nigdy wcześniej nikomu nie dawaliśmy wyboru. — Justin schylił się, opierając dłonie na moich udach. Starałam się ukryć obrzydzenie. Oni oczywiście nie żartowali. Jeśli chcę przeżyć, muszę się zgodzić.
— Nie chcę być częścią gangu — wyszeptałam Justinowi, posyłając mu mój najlepszy szczenięcy wyraz twarzy. Chciałam odnaleźć jego wrażliwą stronę, która wciąż tam była. Wydawało się, że trochę podziałało, bo Justin zmiękł.
— Spójrz. Tak czy siak nie możesz odejść. Przepraszam, ale taka jest prawda. Pozwolisz nam cię trenować, zaliczysz kilka misji. Za trzy miesiące jeśli nie będziesz chciała dołączyć, a my będziemy pewnie, że nie będziesz nam zagrażać, odejdziesz. Ale to nie jest obietnica, to jest twoja jedyna szansa na przeżycie. I ja to zaakceptuje.
Zamknęłam oczy, znając swoją odpowiedź. Nie byłam z tego powodu szczęśliwa, ale była to jedyna szansa, by przeżyć. Justin jakoś odgadł moją odpowiedź.
Zbliżył się do mojego ucha; poczułam jego oddech na szyi. Otworzyłam oczy, moje serce podskoczyło, jak blisko się mnie znajdował. Wpatrywał się we mnie, jego oczy były prawie złote.
I w ten sposób mogę być pewny, że wygram zakład — wyszeptał, uśmiechając się zalotnie i puszczając oczko. 


__________
Czy tylko ja kocham, jak niektóre osoby przedstawiają w taki sposób Justina? Takiego złego, a zarazem słodkiego? Aww <3  
Teraz już wiemy, jak to wszystko się zaczęło. Jeśli są jakieś błędy to piszcie, a ja poprawię. 
Do następnego!




7 komentarzy: