"I am trying not to tell you, But I want
to. I'm scared of what you'll say.
So I'm hiding what I'm
feeling. But I'm tired of Holding this inside my head"
Colbie Caillat
Justin P.O.V
— Gotowy na drugą rundę?
Uśmiechnąłem się szerzej. Boże,
uwielbiam szkołę średnią.
—
Sorry, kochanie, ale ludzie zaczną się zastanawiać, gdzie jesteśmy —
powiedziałem, uśmiechając się; Lauren westchnęła.
—
Prawda. — Zszedłem z niej, podniosłem swoje ubrania, które następnie założyłem.
Lauren zrobiła to samo. Poprawiłem jej włosy, by nie wyglądały na rozwalone.
Zaśmialiśmy się z tego, a następnie doprowadziłem swoje do porządku.
—
Cóż, chodźmy. — Uśmiechnąłem się. Kiedy dotarliśmy do drzwi, Lauren obróciła
się i spojrzała na mnie.
—
To się nie wydarzyło — ostrzegła mnie.
—
Oczywiście. Nie żebym myślał o tym ponownie. — Puściłem jej oczko, a Lauren
lekko zarumieniła się. Na zakończenie dnia brutalnie ją pocałowałem. — Okay,
teraz możemy iść.
—
Która godzina? — spytała. Sprawdziłem na telefonie.
—
Dziewiąta. — Skinęła głową.
Nasza
szkoła wygrała. Nie mogłem powiedzieć, że byłem zaskoczony. Po meczu udaliśmy
się do restauracji, by świętować. Było miło, siedziałem obok Lauren, więc można
powiedzieć, że się zabawialiśmy… oczywiście rękoma. Najtrudniej było być
dyskretnym, jak to tylko możliwe i utrzymać Lauren cicho. Dziewczyna mogła
krzyczeć.
Rozmowa
szła dobrze o jakiejś tajemniczej parze, która w połowie krzyczała. Nikt nie
dowiedział się kto i gdzie byli… Muszę mówić kim oni byli? Kaszle, kaszle.
Kiedy wybiła pierwsza nad ranem, pożegnałem się z resztą towarzystwa i razem z
Paulem wyszliśmy. Wsiedliśmy na motory.
—
To byłeś ty i Lauren, co nie? — Zaśmiał się Paul.
—
Nie! — Wzruszyłem ramionami.
—
Po krzykach mogę zgadnąć, że jest dobra? — Uśmiechnął się.
—
Zatrzymam to dla siebie. — Zaśmiałem się, po czym założyłem kask. — Do
zobaczenia w domu.
Paul
skinął głową i odjechałem. Drogi były puste. Byłem tylko ja i mój motor.
Odgłosy silnika przepływały przez moje uszy.
Gdy
powietrze przecinało moją skórę, coś przykuło moją uwagę. Samotna osoba
spacerująca w ciemności pomiędzy drzewami. Reflektor motocykla oświetlił
postać, ukazując drobniutką dziewczynę z długimi blond włosami, w niebieskiej
bluzeczce i spódniczce. Wydawała się bardzo znajoma. Przyspieszyłem; dziewczyna
przestraszona nagłym dźwiękiem obróciła się.
Rozpoznałem
jej twarz. To dziewczyna Toddyego, z którą lizałem się w dniu, w którym facet
zemścił się. Zatrzymałem motor, a ciekawa blondynka obróciła się zobaczyć kto
to. Ściągnąłem kask.
—
Hej, wszystko w porządku? — spytałem. Wydawała się na zaskoczoną.
—
Justin Bieber? Myślałam, że Todd cie zabił. — Spojrzała na mnie, na moja twarz,
upewniając się, że to ja.
—
Potrzeba więcej niż jednego Todda, by mnie zabić, kochanie. — Uśmiechnąłem się.
Tylko na mnie spojrzała, nic nie mówiąc. — Nie wydaje ci się, że to jest trochę
niebezpieczne dla dziewczyny tak spacerować samej w środku nocy?
—
Jakbym miała wybór. — Westchnęła, kiedy ujrzała moją zdziwioną minę. — Nie mam
gdzie pójść.
—
Dlaczego? A Todd? — Wywróciła oczami, kiedy powiedziałem Todd.
—
Byłam z nim i jego kumplami na wyścigu. Chciał oszukać jednego z członków
zawodów, wkładając do koła motoru bombę, a jeżeli ten uczestnik zwycięży, jego
motor eksploduje i Todd stanie się zwycięzcą — rzuciła.
—
A co to ma wspólnego z tobą?
—
Dowiedział się, że wyłączyłam bombę. Uciekłam, zanim mógł zrobić cokolwiek. —
Posłała mi słaby uśmiech.
—
Mieszkałaś z nim i jego gangiem — stwierdziłem.
—
Todd zabrał mnie z ulicy. — Wooow! Była włóczęgą…
—
I teraz nie masz gdzie pójść? — Tylko wzruszyła ramionami. — Wpadłem —
powiedziałem, wracając do swojego motta.
—
Co? — zapytała, zaskoczona.
—
Nie pozwolę ci spać na ulicy. Każda dziewczyna jak ty, która spotkała Todda,
zasługuje na pieprzoną nagrodę. — Posłała mi słaby uśmiech. — Wsiadaj.
Poczułem
za sobą jej wagę. Podałem jej swój kask; zakładając go, skrzywiła się. Czasami
kobiety są kobietami.
Cassie P.O.V
—
Jedz to, ty bezwartościowy newbie*— wykrzyknęłam, kiedy zastrzeliłam postać
Chaza.
—
CHOLERA! — krzyknął, kiedy zmarł.
—
Pokłoń się swojemu szefowi. — Puściłam mu oczko, a Ryan zaśmiał się. Przez
kilka godzin graliśmy w battleford. To uzależnia, przysięgam. Podałam Ryanowi
swojego pada. — Cóż… Idę się napić.
Kiedy
dotarłam do kuchni, otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej dietetyczną wodę.
Usiadłam na stole, wzdychając. Dlaczego czuję się przykuta? Nie potrafię tego
wyjaśnić.
Prowadziłam
ze sobą wewnętrzną rozmowę, gdy pojawił się Ryan z miską popcornu.
—
Co jest, Cas? — Skinął głową, siadając naprzeciw mnie.
—
Nic. — Wzruszyłam ramionami.
—
Więc… — Spojrzał na mnie. — Zgadnij z kim rozmawiałem.
—
Nie wiem. Z kim? — Ledwo zwróciłam na niego uwagę.
—
Z Martinem. — Uśmiechnął się w sugestywny sposób. — Zaprosiłem go. Powinien już
jechać.
Utkwiłam
w nim spojrzenie.
—
Kim jest Martin? — Chwyciłam garść popcornu. Ryan zmarszczył brwi, jakbym była
dziwna… Zrobił to kilkukrotnie.
—
Martin. Gość, w którym się podkochujesz. — Jego słowa nie miały żadnego
znaczenia.
—
Wciąż nie wiem kim on jest.
—
Cassie… To facet z wyścigu. Byłaś o zazdrosna o niego, gdy rozmawiał z
seksownymi laskami. — Lekko się zadławiłam.
—
Tak! Prawda… Martin… — Niezręczny moment. Nie mogę winić Ryana za jego myśli.
Oczywiście nie wie, że moje podkochiwanie się skierowane jest w kierunku
Justina, a nie Martina. — Miło.
—
Wooow. Uspokój się, Cassie. Nie musisz być aż tak podekscytowana. — Wywróciłam
oczami na jego sarkazm.
—
Przepraszam, że nie pozwałam wam przejąć nade mną przewagi. — Ryan otworzył
usta na tę odpowiedź, gdy ktoś zapukał do drzwi. Wstał i podszedł do nich. —
Nie wydaje ci się, że jest za późno, by ktoś nas odwiedzał?
—
Nie! Noc jest nasza.
Człowieku,
nie jestem w nastroju, by zaprzeczać, że podkochuję się w Martinie. Chwyciłam
całą garść popcornu i wepchałam go do buzi. Może w ten sposób zrozumieją, że
nie chcę rozmawiać i zostawią mnie samą.
Usłyszałam
wesoły głos Ryana i zbliżające się do mnie kroki. Nagle stałam się nerwowa.
Dobrze wiesz, że nie jestem przyjazną osobą, jeśli wiesz o czym mówię. Pomysłem
na uśmiechanie się jako "nieznajomy" nie było dobre. Szczególnie,
kiedy Ryan myślał, że wspaniale w kimś "podkochuję".
—
Hey, Cassie. — Martin skinął, idąc obok Ryana. Zrobiłam to samo i wskazałam na
pełne usta, że nie mogę mówić.
—
Jemy popcorn — Ryan powiedział Martinowi, siadając obok mnie.
—
Jest Chaz? Albo Justin? — zapytał Martin, rozglądając się po kuchni.
—
Chaz właśnie gra w battleford. Pójdę z Toba. — Ryan napił się łyka wody, wstał
i oboje opuścili kuchnię.
W
końcu spokój. Zastanawiam się, co się dzieje w szkole. Justin opuścił już jeden
tydzień, ale teraz wraca i poda sfałszowane zwolnienie od lekarza.
Trudno
mi uwierzyć, że szkoła już się dla mnie skończyła. Czasami tęskniłam za byciem
normalną nastolatką, ale szkoła była piekłem, więc w sumie się cieszę.
Co
roku wegetowałam w kozie. Przysięgam, że jeśli moja mama nie przyśrubowałaby
dyrektora to prawdopodobnie zostałabym wyrzucona ze szkoły.
Nie
sądzę bym musiała aż tyle razu trafiać do kozy. Okay, może raz czy dwa. Nie
jestem zwykłą dziewczyną. Rzeczywiście, zbyt często używane te słowo obraża
mnie.
Wydaje
mi się, że przez moją gadaninę często trafiałam do kozy. Po prostu nie znoszę
głupich pytań albo nie potrafię kontrolować mojej… um, silnej osobowości. Tak,
myślę, że mogę to tak określić.
Przykład?
Byłam
pewna, że dyrektor jest w klasie. Kilkukrotnie słyszałam, jak ktoś wołał moje
imię, ale nie miałam ochoty przerwać drzemki. To było takie miłe, gdy moja
twarz spoczywała na ławce. Myślę, że dyrektor narzekając, rzucił jakieś ważne
ostrzeżenie.
—
Panno Hermiston, czyżbyś spała? — krzyknął nudny facet.
—
Nie, ćwiczę, jak umierać!
—
Koza, panno Hermiston. TERAZ — powiedział, wściekły.
—
Cholera, koleś! Właśnie teraz? — mruknęłam; spojrzał na mnie niedowierzając,
będąc prawie czerwonym.
Przykład
drugi.
Stałam
w kolejce po lunch. Byłam znudzona, dałabym wszystko za puszkę piwa aby się
zrelaksować, wiecie. Za mną siedział Ben Steves, typowy szkolny mięśniak, który
dbał tylko o dziewczyny i próżne rzeczy, nie zwracając uwagi na poczucie
własnej wartości, który potrzebował kogoś takiego jak on, by czuć się w pełni.
—
Rusz się, Hermiston, chcę dzisiaj opuścić tę kolejkę — mówił niecierpliwie.
— Nie
spieszy mi się — odpowiedziałam obojętnie.
—
Człowieku, twoje spodnie w kratkę są przerażające. — Zachichotał Ben. — Ale
ciało pod nimi jest chyba całkiem, całkiem — wyszeptał do mojego ucha, łapiąc
mnie za tyłek.
Nagle
odwróciłam się. Szybko chwyciłam tacę od dziewczyny, która stała obok mnie i
rzuciłam nią w Bena. Na nieszczęście kawałek pizzy, który leżał na tacy
poleciał w kierunku Hannah, próżnej cheerlederce, która była przerażona, gdy
ujrzała swoją białą bluzeczkę w sosie pomidorowym i serze.
Znałam
ją na tyle, że wiedziałam, iż będzie walczyć; i właśnie to zrobiła. Hannah
chwyciła czekoladowe ciastko chłopaka, który siedział przy stoliku naprzeciw
nas, i zwróciła się w moim kierunku. Szczęśliwe poślizgnęła się na kawałku
pizzy i ciastko, które trzymała, poleciało w stronę damskiej drużyny
pływackiej, które wprost nienawidziły cheerlederek. Przysięgam, że nie wiem
jak, ale w ciągu kilku sekund jedzenie zaczęło latać po całej stołówce i kilku
z żartownisiów krzyknęło:
—
BITWA!
Po
około dziesięciu minutach dyrektor powstrzymał wrzawę. Stołówka była brudna,
jedzenie było dosłownie wszędzie i jakimś cudem byłam jedyna, która nie
ucierpiała, bo schowałam się pod stolikiem. Co myśleliście? Nie jestem głupia.
— Kto
ponosi winę za ten bałagan? — krzykliwe spytał dyrektor.
Ok,
jestem głupia, bo właśnie w tym momencie postanowiłam opuścić swoją kryjówkę.
Około dziesięciu osób wskazało na mnie. Szmaty.
—
Panno Hermiston, koza! — wykrzyknął z ostro pulsującą na czole żyłą.
—
Cholera! — mruknęłam.
Byłam
już gotowa, by pomyśleć o następnym przykładzie, kiedy:
—
Stajesz się nikim, zachowując się w ten sposób — wyjaśnił Ryan, siadając na
krześle naprzeciw mnie.
—
O czym mówisz? — zapytałam, zdezorientowana.
—
Wiesz o czym. Martin lubi gadatliwe dziewczyny albo te, które robią pierwszy
krok. — Uniósł brwi.
—
I? — Wciąż nie mogłam zrozumieć jego toku myślenia.
—
Dlaczego zachowujesz się, jakbyś go nie lubiła?
—
To dlatego że ja… — Oh, prawda. Zapomniałam, że miałam go lubić.
—
Ponieważ? — powtórzył i czekał aż dokończę.
—
Nic. — Przerwałam nasze piorunujące spojrzenia.
—
Nie. Serio, co? — Argh, dlaczego nie może o tym zapomnieć?
—
Nie lubię Martina — wykrzyknęłam.
—
Wiem, że tak. Po prostu to przyznaj. — Wywróciłam oczami.
—
Nie lubię go. — Mój głos brzmiał serio.
— Ale… widziałem, jak na niego
patrzyłaś. Nie mogłaś oderwać od niego oczu, pamiętam, że to było wtedy, gdy
Justin opowiadał o typach wyścigu i on… siedział… obok… niego… — Ryan odwrócił
wzrok. — Ahn… — mruknął do
siebie. Miał zamyślony wyraz twarzy, jakby starał się rozwiązać bardzo trudny
problem matematyczny. Wiedziałam, że domyśli się brakującego elementu. Odwróć
jego uwagę – krzyczałam sobie w myślach – ODWRÓĆ JEGO UWAGĘ!
Gdy byłam gotowa coś powiedzieć, było
już za późno. Ryan uniósł wzrok, jego zdezorientowany wyraz twarzy przerodził
się w zaskoczony. Spojrzałam na niego, przymykając jedno oko, więc mogłam go
piorunować wzrokiem; czekałam na cios.
— JUSTIN?
— rzucił niespodziewanie. Oto jest… bomba.
— Uspokój się, Ryan. — Uniosłam
dłonie.
— Nie mów mi, bym się uspokoił. To
jest POWAŻNA sprawa. — Wciąż wyglądał na zszokowanego.
— Dlaczego to jest poważna sprawa? —
krzyknęłam. — Bo jestem nikim… I?
— Nie jesteś "nikim". Lubisz
Justina… Jest mi ciebie szkoda. — Dziwnie na niego spojrzałam.
— Dlaczego? — zapytałam.
— Bo jest kłopotliwym sukinsynem. Jego
nie da się poskromić — powiedział Ryan. Spojrzałam w dół na dłonie. Już to
wiedziałam. — Powinnaś mu powiedzieć.
Ponownie na niego spojrzałam.
Zszokowana. Patrzyłam się na niego, jakby był samym Barneyem.
— Co? — wykrzyknęłam. — Jesteś na
cracku?
— Jestem poważny, Cassie. — Ryan
spojrzał na mnie. — Możesz być zaskoczona jego odpowiedzią. Poza tym zgarniesz
u niego punkt. Justin lubi dziewczyny, które nie boją się pierwsze podejść do
kolesia.
Wciąż nie byłam pewna. Byłam w
zaprzeczeniu, zwłaszcza kiedy pojawił się Martin, który również już poznał mój
malutki sekret. Co za radość.
Ryan i Martin spędzili pół godziny na
przekonywaniu mnie. Byłam bardziej pewna siebie. Usłyszeliśmy ryk dwóch
silników motoru. Tak, moje serce zaczęło szybciej bić. Ale tak jak powiedziałam,
byłam bardziej pewna siebie.
— To jest to, Cassie — rzucił Ryan,
zeskakując z krzesła. — Teraz, póki nie zjawi się Chaz i nie powie o twojej
pomyłce o Star Trekach i Star Warsów, bo Justin również może się ciebie wyrzec.
Wzięłam to jako znak, aby porozmawiać
z Justinem. Wyszłam z kuchni i udałam się do drzwi wejściowych, które były
otwarte.
— Ehn… Hey, Paul! — Zatrzymałam się,
aby mu pomachać.
— Co słychać, Cassie. — Skinął głową w
moją stronę.
Odczekałam całą minutę. Paul wszedł do
kuchni, zostawiając mnie samą. Dwie minuty.
Gdzie do diabła jest Justin? Dlaczego
nie ma go tak długo?
Po chwili usłyszałam kroki zmierzające
ku drzwiom. Powtarzałam w głowie przemówienie do Justina, kiedy ujrzałam że
nadchodzi; wspaniały jak zawsze.
— Hey, Justin. — Posłałam mu uśmiech.
Kiedy się odwrócił pokazał w uśmiechu białe zęby i dołeczki w policzkach…
Nieskazitelne. — Więc… muszę z tobą porozmawiać o…
Urwałam, kiedy ujrzałam za Justinem
drobną postać. Cały czas ukrywała się za jego plecami. Blondynka, niebieskie
oczy, opalona skóra, która świeciła, gładkie włosy. Niewiarygodnie piękna.
Poczułam się świadoma siebie. Kim ona jest?
— O czym? — powtórzył Justin, czekając
na moją odpowiedź. Jego oczy i blondynki były utkwione we mnie. Zauważyłam jej
prawą dłoń na plechach Justina.
— Ja… ahn… — Utknął mi język. Co
miałam powiedzieć? — Kim ona jest?
— Oh, prawda. — Justin podskoczył,
jakby dopiero teraz przypomniał sobie o jej obecności. — Chodź poznać resztę.
Weszliśmy do salonu. Nic nie mogłam
poradzić, że trzymała dłoń na plecach Justina. Nic nie mogłam poradzić na to,
że reszta zauważyła, jak ta dziewczyna działała na moje emocje.
— Oh, spójrzcie na to — Ryan rzucił z
podziwem i wielkim uśmiechem. — Wiedziałem, że w końcu wy dwoje s…
Urwał, kiedy zobaczył, że blondynka,
która trzymała się za dłonie z Justinem to nie ja. Posłałam mu ostrzegawcze
spojrzenie. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
— Przepraszam… ale kim jesteś? —
spytał Martin.
— A więc… to jest Chelsey. Znalazłem
ją na ulicy. — Nasze oczy rozszerzyły się na słowa Justina.
— Mógłbyś podać troszkę więcej
informacji — jęknął Raul.
— Hey! — wykrzyknął Chaz. — Ona czasem
nie jest laską Todda?
— Była. Uciekła i błąkała się po
ulicach. Zostanie z nami do czasu, aż nie podejmie decyzji co dalej będzie
robić. Nie mogłem pozwolić Abu dziewczyna sama wędrowała w środku nocy.
— Mogłeś — wyszeptałam do siebie i
Justin spojrzał na mnie. Usłyszał to.
— Jaki jest twój problem? — zapytał
niegrzecznie. Starałam się nie ukazywać żadnych oznak bólu. Nałożyłam tarczę,
udając, że to pierdolę.
— To nie tylko mój problem, ale nas
wszystkich. Wiesz, nie każdy lubi, jak po jego domu kręci się dziwka —
odpowiedział. Wszyscy patrzyli się na mnie. Jedynie Ryan i Martin rozumieli mój
wybuch.
— To nie jest twój dom, więc nie ty tu
decydujesz. — Justin zmarszczył brwi, patrząc na mnie ze złością. Był wściekły,
ale zgadnijcie co. Nie obchodziło mnie to.
— Wszystko co mówisz to gówno prawda!
— wykrzyknęłam.
— Nie. To jest mój dom. Skończ
pierdolić, bo jesteś tylko gościem, jak każdy kto odwiedza ten dom. Przestań
być suką. — Splunął na mnie; popatrzyłam na niego gniewnie. Miałam ochotę
zdzielić go w głowę. A najważniejsze – jego słowa bolały, ale nie mogłam tego
okazać.
— Cóż, biorąc pod uwagę fakt, że muszę
tu przebywać albo po prostu zapomniałeś, że miałam życie przed twoim głupim
pomysłem — wykrzyknęłam.
Nie mogłam dłużej na niego patrzeć.
Przeszłam obok niego, szturchając go ramieniem tak, by go to zabolało. Udałam
się na schody, ignorując spojrzenia. Nie byłam w humorze, by być w centrum
uwagi.
Zamknęłam drzwi na klucz, po czym
rzuciłam się na łóżko. Nie wiem dlaczego, ale lubię Justina. Lubię to, jaki
jest dla mnie, gdy jesteśmy sami w nocy, albo jak opowiada mi nocne historie,
albo gdy wiem, że jestem głupią idiotką, która się w nim zakochała.
Ale nic nie mogłam na to poradzić.
Utknęłam w tym domu. Nie mogłam z nikim porozmawiać z gangu. Oczywiście
chciałabym, aby odwzajemnił moje uczucie.
Zamknęłam oczy, pozwalając mojej
śpiącej osobie przejąć nade mną kontrolę. Nie jestem już jedyną dziewczyną w
tym domu, a najgorsze jest to… że ona jest piękna i może skopać mój tyłek za każdym razem.
Pieprzyć
moje życie.
__________
*newbie - z
angielskiego początkujący.
Dziękuję robaczki, że jesteście :’) Chyba
nie wiecie ile to dla mnie znaczy. Kocham Was♥
A teraz przeczytajcie… Źle mi będzie
to napisać, ale muszę zawiesić bloga na 2-3 tygodnie. Przyszły tydzień jest dla
mnie okropny, każdego dnia coś mam, a poniedziałek to już lekka przesada… 3
kolokwia, gdzie na każde mam 10> stron… Musicie mnie zrozumieć, że nauka
jest dla mnie najważniejsza.
Jak myślicie, Chelsey namiesza w życiu Justina i Cassie? W sumie już to zrobiła, ale czy będzie gorzej?
Jak myślicie, Chelsey namiesza w życiu Justina i Cassie? W sumie już to zrobiła, ale czy będzie gorzej?
no co Ty kochana. oczywiście że rozumiemy. od tego zależy Twoja przyszłość. z resztą nic nam sie nie stanie jak trochę dłużej poczekamy. trzymamy kciuki żeby Ci dobrze poszło :)) x
OdpowiedzUsuńsuper nie mogę doczekać się nn :)
OdpowiedzUsuńgłupi Justin! :/
OdpowiedzUsuńuuuu.... zaczyna sie ciekawie .. już nie mogę sie doczekać następnego <333
OdpowiedzUsuńAle sie namiesza ... już nie moge sie doczekać nastepnego .... <33x
OdpowiedzUsuńaww to jest zajebiste <3 ddgdh nie mogę doczekać się następnego xx
OdpowiedzUsuńuwielbiam to czytac noooo
OdpowiedzUsuńTo jest nieziemskie! Już nie mogę doczekać się następnego rozdziału! <3
OdpowiedzUsuńCzekam na NN <33
OdpowiedzUsuńhttp://no-one-can-hear-u.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń+ CZEKAM NA NN, AAAAA, KC! <3
hej:( my czekamy na rodzial :(
OdpowiedzUsuńInformuj mnie : @Olliiwia
OdpowiedzUsuńnie podoba mi się że Justin ma gdzieś Cassie ona go kocha a on sie pierdoli z jakąś laską ze szkoły i na dodatek będzie z tą. wrrrr ja bym się zabila na miejscy cassie
OdpowiedzUsuńCzekamy Kochanie na rozdział!
OdpowiedzUsuńświetny, czekam na nn!
OdpowiedzUsuńO boże <333
OdpowiedzUsuńCzekam na nn :)
głupia Chelsey wszystko popsuła !!!
OdpowiedzUsuń